Dyktatura ciała
Anna Maślanka
Marek Šindelka, jeden z najbardziej cenionych czeskich pisarzy młodego pokolenia, był dotychczas znany polskiemu czytelnikowi jedynie ze zbioru opowiadań Zostańcie z nami. Kolejna przetłumaczona na język polski książka Czecha, Mapa Anny, potwierdza, że mamy do czynienia z dużym pisarskim talentem. Šindelka proponuje nam dojrzałą, zachwycającą zmysłem obserwacji prozę, pisaną językiem poetyckim, a zarazem bardzo zdyscyplinowanym i precyzyjnym.
Tematem Mapy Anny jest przede wszystkim ciało, co odzwierciedla już sama konstrukcja zbioru. Mamy tu dziesięć opowiadań, które są ze sobą powiązane – bohaterowie jednego z utworów pojawiają się nieoczekiwanie w innym, a pozornie zamknięte kilkadziesiąt stron wcześniej historie znajdują nagle swoją kontynuację lub nową perspektywę. Ten zbiór to żywy organizm, podobnie jak dziwaczny dom zaprojektowany przez jednego z bohaterów. Organizm, w którym opowieści i postaci krążą oraz przenikają się niczym skomplikowane ścieżki krwiobiegu. Linie na mapie.
Drugim wielkim tematem zbioru – który dominował również w zbiorze Zostańcie z nami – są relacje międzyludzkie, zwłaszcza miłosne. Nie bez powodu proza Šindelki jest nieraz porównywana do twórczości Milana Kundery. Autor pokazuje ludzi, którzy nie potrafią siebie słuchać, nie potrafią ze sobą rozmawiać, zupełnie rozmijają się w swoich wyobrażeniach o sobie nawzajem. Przez długie lata tkwią w „związkach, które przypominają nekrozę”. Mają inne motywacje i inne potrzeby, ale coś trzyma ich przy sobie i nie pozwala odejść.
Šindelka rozkłada swoich bohaterów i ich wzajemne stosunki na części pierwsze. Zagląda do ich dusz i ciał. Przygląda się przez lupę motywacjom, uczuciom i relacjom, a równolegle wiele uwagi poświęca fizyczności opisywanych postaci na różnych poziomach, od układów i narządów aż po skalę mikro: komórki i pierwiastki, z których jesteśmy zbudowani. „Jesteście pyłem, teraz to zobaczyłeś. Jesteście fosforem, żelazem, węglem, kilkoma litrami wody” – pisze w jednym z opowiadań. Każe swoim postaciom myśleć o ich własnej cielesności, a myśli te zwykle wywołują niepokój, niekiedy wręcz obrzydzenie. Ciało już dawno przestało być dla nich przytulnym schronieniem, teraz jawi im się jako pułapka, z której nie ma ucieczki. „Myśli o swoim przełyku, czuje się jak eksponat na lekcji biologii (…). Siedzi w swoim ciele jak w więzieniu pod nieustannym nadzorem” – pisze autor o jednym z bohaterów.
Te dwa światy, cielesność i uczuciowość, okazują się silnie powiązane. Bo poczuciu dyskomfortu, z jakim poruszamy się w naszych ciałach, towarzyszy kryzys namiętności. Kreślimy staranne mapy ciał partnerów, ale nie potrafimy ich czytać. Seks u Šindelki jest już tylko smutnym teatralnym przedstawieniem, farsą, w której każdy odgrywa wyuczone na pamięć role. „Nie ma dokąd pójść, za mało otworów w ciele, a liczba pozycji jest ograniczona, nie ma czego przełamywać, rock’n’roll ciała dawno przebrzmiał” – kwituje narrator. To stwierdzenie wpisuje się w refleksję, która przyświeca całemu zbiorowi: „Wszystko już było”. Słowa tracą znaczenie, żadna nowa opowieść nie jest już możliwa.
W zimnym i sterylnym cyfrowym świecie brak nam życia i ciepła. Pozostaje samotność, która ma dwa wymiary. Pierwszy – to samotność jednostek: „Miłosne życie naszego stulecia jest chyba jeszcze smutniejsze niż turystyka. Anno, moja kochana, sztywniejemy w trzaskającym mrozie”. Druga – to galaktyczna samotność gatunku: „Ludzie są strasznie samotni, Anno. (…) Są osamotnieni ze swoim światem, z własną superstrukturą, której nikt oprócz nich nie rozumie”.
Jeśli Mapa Anny to ciało, jej sercem z pewnością jest opowiadanie Hitler, w którym skupiają się wszystkie najważniejsze myśli całego zbioru. Właśnie w tym utworze najlepiej widać, że Mapa Anny stanowi też pewien manifest, diagnozę społeczną, list zaadresowany pozornie do młodej kobiety, tytułowej Anny, ale w rzeczywistości – do nas wszystkich. W tym szalonym monologu Šindelka zamyka najważniejsze problemy współczesnego świata, a równocześnie bezlitośnie nas obnaża. Rzeczywistość nie ma już formy opowieści, jest nieskończoną liczbą strzępków, obrazów. A my? „Projektanci własnego ego”, mamieni przez media społecznościowe, z głową pełną wirtualnych wspomnień, próżni, protekcjonalni, z zakłopotaniem spoglądający w historyczną przeszłość. „Nagle dostrzegłem, że między słowami »Holokaust« i »transformers« nie ma znowu tak dużej różnicy. Oba należą do jakiegoś odległego wszechświata” – mówi narrator Hitlera. W tym przedziwnym świecie zło zmienia się w „perwersyjny romantyzm”, staje się produktem, jak wszystko inne. „Hitler to zbawienie marketingu” – pisze autor, do czego w przewrotny sposób nawiązuje tytuł opowiadania.
Współczesną rzeczywistość komentuje w tym utworze demoniczny Komik, błazen, który widzi więcej i w lekkiej scenerii programu rozrywkowego formułuje niepokojące diagnozy. „Ludzie lubią wojnę, ponieważ jest łatwa. Dużo prostsza niż pokój. Nawet pan sobie nie wyobraża, jak wielu ludzi dziś w tajemnicy tęskni za totalitaryzmem, za tym, żeby zdarzyło się coś strasznego, ludobójstwo, terror i tym podobne” – mówi. Jego zdaniem nasze ciało to broń, a umysł, pozbawiony totalitaryzmu, do którego jest przyzwyczajony, stwarza sobie własny. W ten sposób odtwarzamy niejako prawa, którymi rządzi się nasze własne ciało, opisywane przez Šindelkę jako „struktura polityczna”, biologiczna dyktatura: „Komórki rodzą się i umierają posłusznie, w dyscyplinie, harują do śmierci, wdeptane w ziemię przez tysiące następnych”.
W Mapie Anny czeski prozaik pokazuje nie tylko, że ma wiele do powiedzenia, ale i że potrafi to powiedzieć w niebanalny sposób. Plastyczny styl i poetyckie metafory nie pozostawiają wątpliwości co do korzeni pisarskich autora (debiutował jako poeta), ale równocześnie uwagę zwraca precyzyjny sposób opisu i przemyślana konstrukcja. W opowiadaniach Marka Šindelki nic nie jest przypadkowe, a wnikliwym czytelnikom wiele radości sprawi odkrywanie tropów i znaczeń ukrytych w jego tekstach. To jedna z najważniejszych, jeśli nie najważniejsza czeska premiera tego roku w Polsce.