Gdzieś obok
Agnieszka Karpowicz
Czytając diagnozy Jacka Dukaja dotyczące zarówno przeszłości, jak i przyszłości rozwoju technologii komunikacyjnych, które wielokrotnie rewolucjonizowały ludzką kulturę, a według autora mają znów ją gruntownie przeorać, nie sposób pozbyć się wrażenia, że bardzo podobną historię ktoś już kiedyś napisał.
Co najmniej od lat sześćdziesiątych XX wieku, gdy Marshall McLuhan głosił odkrywcze wówczas tezy o mediach jako przedłużeniu zmysłów człowieka i determinizmie technologicznym, nie cichną głosy, które Dukaj sumuje w zbiorze tekstów z lat 2013—2019. Pokazują one, że to media robią coś z bezrefleksyjnie podporządkowanymi im ludźmi, a nie ludzie z mediami oraz zarysowują wizję narastającego „odpodmiotowienia człowieka przez technologię”. Według Dukaja przewidywana wtedy przyszłość ziszcza się właśnie teraz, na progu nowej epoki postpiśmiennej.
McLuhan twierdził, że najpierw to człowiek kształtuje media, a później one formują jego mentalność, która odpowiadałaby z grubsza „myślunkowi”, kategorii ukutej przez polskiego pisarza; jednak w świecie Dukaja działać zdaje się już tylko druga z tych zasad. Kanadyjski filozof dowodził, iż media stają się środowiskiem naturalnym współczesnego człowieka, zaś w wizji Dukaja ono w ogóle już nie istnieje. Te przesunięcia sprawiają, że nie jest łatwo uwierzyć w jego wersję historii świata oglądanej przez pryzmat rozwoju mediów.
Wizja przyszłości (a zarazem teraźniejszości) zaproponowana przez polskiego pisarza oparta jest na przekonaniu, że o ile dawniej to człowiek wytwarzał technologie – od słowa mówionego przez pismo po druk – które następnie zmieniały jego mentalność, gospodarkę i ekonomię, dziś technologie całkowicie przejęły nad nami kontrolę. Dukaj przywołuje wiele sugestywnych przykładów: migawki z Chin (dzieci leczone z uzależnienia od elektroniki na obozach o zaostrzonym rygorze) czy Japonii (wysoki odsetek osób, które nigdy nie odbyły realnego stosunku seksualnego). Tę historię opowiada się nam po wielokroć, bywała ona już nieraz podłożem medialnych panik moralnych. W Po piśmie znajdziemy mający nas niepokoić standardowy obrazek „malucha” zatopionego w tablecie. Dukajowi służy on do ukazania technologicznej Trzeciej Wojny Światowej Ciała z Umysłem, która właśnie nadciąga, a polegać ma na stopniowym wyzwalaniu się ludzi z ich własnej cielesności, odrywaniu się umysłu od ciała, które okazywać się będzie coraz bardziej zbędne wraz z rozwojem technologii pozwalających żyć w światach wirtualnych i zaspakajać wszelkie ludzkie potrzeby przez coś, co można by określić Baudrillardowską, klasyczną już formułą „symulakry i symulacje”.
Problem polega na tym, że Dukajowe Ciało i Umysł zawieszone są w próżni i jeśli wchodzą w jakiekolwiek relacje, to tylko ze sobą wzajemnie, a ich otoczenie zupełnie tu nie istnieje. Dukaj w punkcie wyjścia abstrahuje więc człowieka z jego usytuowania i środowiska materialnego, by dowieść, że ten coraz bardziej wyabstrahowuje się z realnego otoczenia. W tym celu tworzy model istoty ludzkiej, na którym oparta jest jego refleksja: to człowiek i komputer (laptop, tablet, smartfon…) zamknięci w próżni, umysł badany laboratoryjnie przez neuronaukę czy kognitywistykę, połączony jedynie z technologiami, które na niego oddziałują. Dopiero za ich pomocą ma się z kolei zapośredniczony kontakt z innymi, choć takimi samymi, mentalnymi modelami ludzi.
Jednostki te zajmują się nie-zajmowaniem- się-niczym: zabijaniem czasu, zagłuszaniem nudy. „Prawie-bezrobotni”, szukając sensu życia w obliczu końca konieczności pracy, żyją tylko współczesną popkulturą, a Dukaj nie zakłada nawet, że kiedyś może im się to po prostu znudzić, ani nie przesuwa spojrzenia na ludzi – widocznych na co dzień, tuż obok nas – migrujących za pracą. Technologie powodują „stopniowe przesuwanie obsługi życia poza pole naszej uwagi”, zwalniając nas stopniowo z obowiązku pracy, jakby własnoręczne obsługiwanie bankowych kont internetowych czy kas samoobsługowych i biletomatów mniej angażowało nasze ciało, uwagę i czas niż cedowanie tych czynności na realne osoby „z okienka”, jak działo się w epoce pisma. Spoglądając w kierunku kultury popularnej, Dukaj kontynuuje dobrze zakorzenioną w myśli Zachodu teorię krytyczną, nakierowaną głównie na kulturę masową i media jako ekspozytury alienacji. Popkultura zaś już dziś „wytwarza niematerialne potrzeby, dzięki którym jest na co wydawać pieniądze w świecie nadobfitości materialnych”.
Widać tu wyraźnie, że to nie media, lecz autor, konstruując swój model istoty ludzkiej, odbiera człowiekowi jakąkolwiek sprawczość, zaś świat, na podstawie którego wnioskuje o przyszłości, to tylko jedna z cieniutkich powłok rzeczywistości – jej realne problemy po prostu nie istnieją lub się ich nie dostrzega. Bieda, głód, choroby, katastrofy naturalne, obozy dla uchodźców albo wojny religijne i te o surowce, w tym – według przewidywań badaczy środowiska – czekające nas walki o tak podstawowe zasoby jak woda – wszystko to dzieje się być może gdzieś obok, ale nie w wizji Dukaja. Tu panuje względny spokój, dobrobyt i komfort, dlatego możliwe jest nieustanne kontemplowanie, odbieranie bodźców z biernego, przedmiotowego świata, w którym nie zachodzą żadne procesy i zmiany, a wręcz przeciwnie, jako stabilny, pozbawiony dynamiki i niezmienny pozostanie on dostarczycielem spektakli, wrażeń i przeżyć. W świecie Dukaja coraz bardziej zaawansowane technologie nie wpływają na rzeczywistość materialną, biorą się znikąd, nie są produkowane z wydobywanych w kopalniach minerałów i rud, mogą więc rozwijać się samoistnie i w nieskończoność.
Po Nigdy nie byliśmy nowocześni Bruno Latoura i koncepcji ANT, aktora-sieci, przeformułowującej dawne sposoby myślenia o relacjach między naturą, technologią, sprawczymi nie-ludzkimi aktorami i jednostką ludzką a społeczeństwem, opowieść o ludziach jako mentalnych, pozamaterialnych atomach składających się na „ludzkość wyzwoloną z natury i kultury” brzmi jak echo głosów z poprzedniej epoki, szepczących coraz ciszej gdzieś obok realnych zagrożeń i problemów współczesności. Odnajdą się w tej narracji natomiast ci, którzy lubią bezpieczne historie, jakie już dobrze znają.