Bez iluzji

Małgorzata Kąkiel

Kontekst (sytuacja) jest inny w przypadku rozmówczyń, inny w przypadku czytelnika. Kod znają wszystkie strony, kontakt – z dominującą funkcją fatyczną języka – podtrzymują między sobą Tulli i Dąbrowska, czytelnik nie został (nawet jako kategoria wirtualna) wpisany w tekst, jednak nie przeszkadza mu to w śledzeniu z zainteresowaniem dialogu. Dlaczego tak komplikuję i wydziwiam? Trochę czuję się zmuszona przez pisarkę. Magdalena Tulli poświęca nieco uwagi krytykom literackim, mówiąc: „Ludzie często boją się blamażu, ale z krytykami literackimi jest taki problem, że boją się za bardzo i zbyt wiele gotowi są oddać, żeby trzymać fason. (…) Opancerzyć się zblazowaniem, ironią, popisami erudycji – to w tym świecie sprawa najwyższej wagi. Literatura jest tam rzeczą drugorzędną”. Ona sama początkowo wpadła do szuflady z napisem „postmodernizm”, w której przerzucano ją między przegródkami: „proza lingwistyczna”, „metafikcja”, „rebus literacki”. Chociaż pisarka bardzo się dziwiła i próbowała tłumaczyć, że jej proza nie jest metaliteracka ani afabularna – nic to nie dawało; dopiero z czasem poprawiło się zrozumienie między nią a profesjonalnymi odbiorcami.

Zgadzając się w dużej mierze z poglądami Tulli na krytykę literacką i oddawszy paranaukową daninę, mogę już pisać prosto i naiwnie, że Jaka piękna iluzja jest książką mądrą, którą czyta się z dużym zainteresowaniem. Całość rozmowy, jaką z pisarką prowadzi psycholożka, psychoterapeutka, autorka wywiadów (laureatka Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej), podzielono na bloki tematyczne, na przykład: O wychowaniu, O dźwiganiu ciężarów, O wolności, Uchodźcy. O liczeniu na cud. Dzięki temu zachowana została klarowność wypowiedzi.

Jeśli ktoś sięgnie po książkę, chcąc lepiej poznać pisarkę, nie rozczaruje się, ale niech się nie spodziewa rozmowy w stylu kolorowych gazet. Magdalena Tulli, nawet napomykając o sprawach prywatnych, przenosi je na poziom uogólnienia. Opowiada na przykład o tym, jak postanowiła urodzić dzieci w domu (pamiętajmy, że to nie były dzisiejsze czasy). Dlaczego? Bo bała się przemocy wobec kobiet na oddziale położniczym. Tradycja (dowodzi pisarka) każe widzieć w kobiecie dziewczynkę za dużą, żeby mogła liczyć na wyrozumiałość, lecz za głupią, by miała prawo do własnych racji, ergo – należy ukrócić wszelkie kaprysy dla jej własnego dobra. Tak było i jest, a dziś, kiedy coraz bardziej kurczy się wolność – kontynuuje Tulli – gdy na osobiste terytorium coraz bardziej wkraczają nieproszone instytucje i inni ludzie, na ingerencję najbardziej narażone są kobiety.

Rozważania pisarki, choć wypływające często z własnych doświadczeń (opowiadanie o koncepcji wychowywania dzieci, roli wzajemnego oddziaływania na siebie: dziecko–rodzic), nie mają nic wspólnego z prezentacją jednostkowych doświadczeń (ludzie: uczcie się na moim przykładzie), są refleksją i wyrazem jej poglądów – na świat, historię, współczesność, dominujące tendencje w dzisiejszej Polsce. Czytelnik (jako wspomniany odbiorca zewnętrzny) ma prawo nie zgadzać się, dyskutować z bohaterką rozmowy, ale żeby dorównać kroku jej myśleniu, musi zdobyć się na intelektualny wysiłek – sloganami, schematycznym postrzeganiem rzeczywistości nie da rady prowadzić polemiki. Nawet dla antagonistów książka staje się zaczynem do refleksji.

Kompozycja całości podkreśla, że Magdalena Tulli to przede wszystkim pisarka – wszystkie rozdziały rozpoczynają się cytatem z jednej z jej książek. Cytatem dotykającym problemu, jakiemu będzie poświęcony dany fragment rozmowy. „Kogo wyrzucić za burtę, jeśli przeciążona łódź tonie na pełnym morzu, brata czy siostrę?” (Włoskie szpilki) – ten fragment rozpoczyna część Uchodźcy. O liczeniu na cud. Na problem przybywających „obcych” Tulli zwracała uwagę od lat. Uchodźcom poświęcona była Skaza, napisana dwanaście lat temu. Wtedy – jak mówi Justynie Dąbrowskiej – imigranci nie nieśli na plecach wojny, „nieśli błąd świata zniszczonego przez prywatę, błąd, za który ktoś musiał zapłacić. Zapłacili ci ludzie utratą swojego miejsca do życia”. W 2003 roku wraz z Sergiuszem Kowalskim opublikowała Zamiast procesu. Raport w sprawie nienawiści, gdzie na podstawie tekstów z prasy prawicowej autorzy analizowali występującą tam retorykę nienawiści i próbowali zrozumieć jej przyczyny. Dociekanie przyczyn pozostało Tulli: w Jaka piękna iluzja dotyczy wielu zjawisk, sytuacji czy postaw; różnych – nieprzystosowania dziecka do społeczności albo społecznego rozczarowania Polaków (po 89 roku, mówi pisarka, „zaczęliśmy budować wspólnotę na czymś innym, nie na solidarności. Najpierw na rachunkach kosztów i na planach finansowych. Potem na symbolach i na pewnych słowach, czczonych w sposób szczególny, na rytuałach, na mitach i na zaklęciach”). Tulli w żadnej sprawie podjętej w rozmowie nie wystawia recept na cudowne lekarstwa rozwiązujące problem, zawsze próbuje zrozumieć, choć nie ukrywa swoich poglądów.

Drugim bohaterem książki – obok autorki Szumu – jest czas. To on – o czym mówi pisarka – pozwolił jej się pomału ułożyć ze światem, poradzić sobie w kontaktach z innymi ludźmi, uświadomić własne błędy i zrozumieć, że nie da się wszystkiego naprawić, po czym zacząć od nowa – ale świadomość tego nie jest siłą destrukcyjną; doświadczony człowiek potrafi godzić się z niedoskonałością. Czas nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania, przeciwnie –  coraz częściej każe wątpić (sokratejskie: „wiem, że nic nie wiem”). „Im jestem starsza, tym mniej wierzę w to, co widzę. Coś istnieje, jeśli nie w tym sensie, to w innym. Ale w gruncie rzeczy wcale nie wiemy, kim jesteśmy i w czym bierzemy udział”. A potem przyjdzie śmierć i „umysł wszystko odda. Na zawsze zapomni sam siebie”.

Filozofia, psychologia, biologia, emocje i rozum, literatura (wspominana, cytowana oraz widoczna w stylu, sposobie formułowania myśli podczas rozmowy), muzyka, fotografie (zapowiadające kolejne rozdziały, autorstwa Mikołaja Grynberga), czyli synteza – to niewątpliwa wartość tej książki, bynajmniej niebędąca iluzją