Skutka oglądania owada w gablocie

Tomasz Jopkiewicz

Na pozór jest to jeszcze jedna komedia obyczajowa, niemalże komedia romantyczna, oparta na schemacie uczuciowo-erotycznego czworokąta, a właściwie pięciokąta, z małżeńskimi planami w tle. A wszystko zaczęło się od nieopatrznej prośby młodego Amerykanina, Gordona Wrighta, o konsultacje w sprawie wyboru żony, skierowanej do jego wieloletniego przyjaciela, Bernarda Longueville’a, w malowniczej scenerii Baden-Baden. „Chcę ożenić się, mając oczy otwarte. Chcę znać moją żonę. Nie sposób kogoś poznać, gdy jest się zakochanym. Człowiek ma klapki na oczach” – naiwnie motywował swą propozycję Wright.

James bawił się konwencją. Nawiązywał do wzorca fabularnego, kojarzącego się niektórym komentatorom z twórczością Jane Austen. Lecz w jego opowieści happy end jest tylko pozorny: w finale następuje ostateczne dopasowanie partnerów i zakończenie wszelkich nieporozumień, pogodzenie społecznych konwencji ze szczęśliwie okiełznanym i ujętym w ryzy chaosem uczuć. Jednak nie sposób przecież nie dostrzec odautorskiej ironii („być może czasem pojawiała się wątpliwość, czy rozum Gordona jest wystarczająco wszechstronny”), wyrażanej jeszcze nie tak subtelnie jak w późniejszych utworach. Bohaterowie powieści ulegają nie do końca zrozumiałym dla nich samych impulsom, które ostatecznie temperuje potężny nacisk ówczesnych wzorców społecznych i obyczajowych, oraz ściśle z nimi związanej sile pieniądza. Obaj główni męscy protagoniści są majętnymi dziedzicami, którzy nie muszą czynić właściwie nic, by majątek pomnażać. Mając wysoką pozycję społeczną dominują nad kobietami, a te są zmuszone zarówno do uległości, jak i wykazania się znaczną pomysłowością w grze matrymonialnej, w której stawką jest status społeczny.

Jest już niemal banałem interpretacyjnym powiedzieć, że Zaufanie może być zapisem kryzysu pisarza, nieuświadomionej homoseksualnej skłonności, powracającej u wielu jego bohaterów, a tu sugerowanej przez ostatnie zdanie powieści. Jak w większości utworów autora Portretu damy motywacje postaci wydają się wielce złożone i wieloznaczne. Można znaleźć również niemało przekonujących dowodów na to, że Zaufanie to być może przede wszystkim powieść o rozpoczynającym się dojrzewaniu. Bo męskich bohaterów porzucamy w momencie, kiedy będą musieli ostatecznie wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka i jeszcze nie wiadomo, czy ten ciężar udźwigną. Jest to także opowieść o zapewne przez lata skrywanej rywalizacji i boleśnie urażonej ambicji. Wiele wskazuje na to, że Gordonem, bogatszym z bohaterów, ale uważanym przy tym za człowieka zdecydowanie mniej błyskotliwego od przecenianego pod tym względem Bernarda, kieruje przede wszystkim urażona męska duma. A jego gwałtowny emocjonalny wybuch wyraża chęć wyjścia z cienia przyjaciela i wyzwolenia się spod jego wpływu.

James ma zwyczaj pozostawiać czytelnika z niedopowiedzeniami w kluczowych momentach fabuły. Nie poznamy szczegółów decydującej rozmowy Angeli i Bernarda we francuskim kurorcie, po której ten ostatni doznał uczuciowej iluminacji, mimo iż ich poprzednie spotkania zostały zrelacjonowane z detalami, a o obłaskawianiu rozgoryczonego Gordona przez Angelę dowiadujemy się tylko z krótkich fragmentów jej listów. Kobieta zresztą może mieć powody, by przedstawiać te wydarzenia w określony sposób. Konwenanse zmuszają do noszenia masek wszystkich bohaterów. Granice ich spontaniczności i wyrachowania są płynne. Czy Angela prowadzi grę o zdobycie społecznej pozycji, czy może od początku była zafascynowana Bernardem? Sprawę komplikuje i to, że tenże Bernard wydaje się najmniej złożoną psychologicznie postacią, z czego zresztą czyniono Jamesowi zarzut. Ale czyż bezbarwność przy pozorach śmiałości nie jest przede wszystkim wyrazem chłopięcego wręcz narcyzmu, którego umacnianiu sprzyja kompletny brak trosk materialnych?

Zaskakująco barwne i złożone są przy tym postaci drugoplanowe. Blanche Evers zdaje się kokietką i gąską, ale czy to, co wydaje się walką o status ekonomiczny, nie jest także desperacką próbą zdobycia uwagi i uczucia? Jej monologi – zwłaszcza w końcowych partiach powieści – można uznać za przenikliwe i naznaczone gorzką ironią. Bernardowi nasuwa się przez moment podejrzenie, że jej niestrudzona kokieteria to perfekcyjna fasada. Kobiety w ogóle są o wiele bardziej pozbawione złudzeń i wnikliwe, co można wiązać nie z jakimś upoetyzowanym geniuszem płci, a raczej z ich upokarzającą sytuacją ekonomiczną, która zmusza je do wyrafinowanej gry o przetrwanie. „Zostałam poddana oględzinom jak owad w gablocie” – powiada Angela. Niewykluczone, że stłumiony, ale silny gniew spowodowany świadomością, że traktuje się ją jak towar, stanowi główną motywacją jej postępowania. Mężczyźni natomiast są wyraźnie rozleniwieni luksusem i przekonani o swej wyjątkowości, a swoje wyobrażenia nawzajem w sobie umacniają. Zdaje się, że Bernard jest postacią statyczną: tkwi w samozadowoleniu, swoją rzekomo przenikliwą inteligencją oczarował nie tylko otoczenie, ale i siebie samego. „Rozmawiając z przyjaciółmi, nieraz skrzył dowcipem, lecz śmiałbym twierdzić, że najlepsze kąski zachowywał na własny użytek. I wcale nie działo się tak z pogardy dla rozumu współbraci: po prostu własne towarzystwo stało się dlań większym bodźcem niż towarzystwo innych ludzi” – zauważał narrator. Charakterystyczne, że Longueville nie realizuje nawet swych skromnych artystycznych ambicji, o których mowa w prologu. W porównaniu z nim na pozór zrównoważony Gordon, który zdecydowanie wypada z formy sam nie zdając sobie sprawy, dlaczego tak się właściwie dzieje, wydaje się prowadzić jakąś walkę z gnuśnością. Może czuje, że stan duchowej hibernacji i niedojrzałości będzie trwał, jeśli łatwo wyrzeknie się Angeli. Znajomość z nią zwiastuje bowiem przełamanie rutyny. Co ciekawe, postacią najbardziej przegraną wydaje się bohater drugoplanowy, Anglik, kapitan Augustus Lovelock, którego łatwo oceniać jako lekkomyślnego hulakę i pieczeniarza. Staje się on w końcu ofiarą okrucieństwa Blanche, jawnie przekraczającego salonowe reguły. Znosi to źle, acz na swój sposób mężnie.

Dojrzałość polega na tym, by przestać oglądać ludzi jak w gablocie, uznać ich zadziwiającą różnorodność. James sugeruje, że taka możliwość cały czas istnieje. Bo nawet niezbyt uważny Bernard dostrzega zmiany w zachowaniu Lovelocka, który być może przeżywa cichy życiowy dramat. Skomplikowana fabuła utworu uzmysławia, że – zgodnie z credo Jamesa – złożone ludzkie relacje są tajemnicą, którą można kontemplować bez końca.