Prorokini Anna
Wojciech Górecki
Przy lekturze książek Anny Politkowskiej (1958–2006) często przechodziły ciarki. Opisywana przez nią brutalna rosyjska rzeczywistość przełomu lat dziewięćdziesiątych i zerowych – zwłaszcza druga wojna czeczeńska, rozpoczęta w roku 1999 i formalnie zakończona dekadę później – budziła przerażenie i kazała zadawać sobie pytanie: „Jak to możliwe?!”. Obecnie, w drugim roku pełnowymiarowej agresji Rosji na Ukrainę, jej wznowione właśnie publikacje, Rosja Putina i Tylko prawda, wywołują już nie tylko ciarki, ale wręcz dreszcze. Nieżyjąca od siedemnastu lat dziennikarka wiedziała wcześniej od innych, w którą stronę zmierza kraj rządzony przez Władimira Władimirowicza i głośno o tym mówiła. Jednak choć była czytana i słuchana – świadczą o tym nagrody i tłumaczenia – to, podobnie jak w przypadku innych proroków, chyba mało kto jej całkowicie wierzył.
Oto fragment pierwszej książki: „Przyjrzyjmy się czystce etnicznej, jaka nastąpiła w ślad za tamtym aktem terroryzmu, a także nowej ideologii państwowej ogłoszonej przez Putina: »Nie będziemy liczyć kosztów. Niech nikt w to nie wątpi. Nawet gdyby koszty były wysokie«”. Wspomniany akt terroryzmu to atak na moskiewski teatr na Dubrowce (jesień 2002 roku), a czystka etniczna objęła osoby narodowości czeczeńskiej, ale Putinowskie modus operandi nic się przecież nie zmieniło.
Politkowska opisuje rosyjskiego przywódcę u progu jego drugiej kadencji, rozpoczętej wiosną 2004 roku. Było to już po spacyfikowaniu Czeczenii – po zamachach z 11 września Putin wpisał operację na Kaukazie w walkę z globalnym terroryzmem – ale jeszcze przed wojną w Gruzji, aneksją Krymu, oderwaniem części Donbasu. I grubo przed obecną agresją na Ukrainę. Świat był pewien, że porozumienie z Moskwą jest realne. Tymczasem dziennikarka nie pozostawia złudzeń: „Dlaczego tak bardzo nie znoszę Putina? (…) Nie znoszę go za tę jego rzeczowość gorszą od zbrodni; za jego cynizm [w innym miejscu pisze o „wrodzonym prostolinijnym cynizmie” prezydenta – przyp. WG], za rasizm, za kłamstwa, za gaz, którego użył przy oblężeniu teatru na Dubrowce; za rzeź niewiniątek, która trwała przez całą jego pierwszą kadencję prezydencką”. Diagnoza Politkowskiej brzmi: „Wraz z konsolidacją władzy w rękach Putina powrót systemu sowieckiego jest oczywisty”. I jeszcze jeden cytat: „Mieliśmy już niegdyś w Rosji przywódców o takich zapatrywaniach. Prowadziło to do tragedii, rozlewów krwi na wielką skalę, wojen domowych”.
W Rosji Putina jest wiele zapadających w pamięć rozdziałów. Armia w moim kraju i jej matki to historie żołnierzy traktowanych gorzej niż bydło oraz żołnierskich matek odbijających się od kolejnych instancji w poszukiwaniu zaginionych synów. W Innych opowieściach z odległych rejonów kraju przeczytamy o weteranie z Irkucka, który przewrócił się i przymarzł do podłogi w nieogrzewanym bloku oraz o głodującym dowódcy atomowego okrętu podwodnego na Kamczatce („Garnizon jest stale zadłużony w miejscowych piekarniach, które ciągle zaopatrują okręty »na kreskę«” – w tej akurat dziedzinie po okresie naftowej prosperity sytuacja się poprawiła). Chyba największe wrażenie robi jednak osobista opowieść Tania, Misza, Lena i Rinat. Co się z nami stało?, w której Politkowska przedstawia poprzez losy swoich znajomych okres rozpadu ZSRR i pierwsze lata nowej Rosji („kobiety stały się siłą napędową – angażowały się w przedsiębiorczość, rozwodziły z mężami”). Z kolei Jak się przywłaszcza mienie za cichym przyzwoleniem władz to arcydzieło dziennikarstwa śledczego – świetnie udokumentowana historia dzikich prywatyzacji na Uralu.
Tylko prawda składa się z kilkudziesięciu tekstów z lat 2000—2006 ułożonych w dziewięć rozdziałów. Połowa poświęcona jest drugiej wojnie czeczeńskiej: losom czeczeńskich cywili i popełnianych na nich zbrodni, próbom pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców najbardziej okrutnych przestępstw (dziennikarka nieraz przekraczała granice zawodu, czynnie angażując się w obronę praw człowieka), nowej czeczeńskiej elicie, zgromadzonej wokół Ramzana Kadyrowa, terrorystycznym atakom na teatr na Dubrowce i na szkołę w Biesłanie. Tu także nie brakuje zdań, które wywołują gęsią skórkę: „Dzisiaj jest już jasne, że ludobójstwo [chodzi ogólnie o Czeczenię – przyp. WG] było planowane od samego początku. A ludobójstwo dokonane na jednym narodzie szybko przerodzi się w wyniszczenie następnego, to truizm ukuty w ciągu stuleci zarówno przez pokolenia najeźdźców, jak i najeżdżanych. Dla totalitarnego imperium, które rodzi się na naszych oczach, takie ekspedycje karne będą sensem istnienia”. Jeden jedyny raz instynkt Politkowską zawodzi – gdy przewiduje rychły koniec Kadyrowa. Anno domini 2023 czeczeński lider wciąż ma się dobrze. Pozostałe teksty dotyczą między innymi rosyjskiej emigracji na Zachodzie (rozmowy z Władimirem Bukowskim i Borisem Bieriezowskim), ale także spektaklu tanga czy historii psa Politkowskich. Ostatnia część książki to reakcje światowej opinii publicznej na zabójstwo dziennikarki (została zastrzelona 7 października 2006 roku).
Biorąc pod uwagę, że oba tomy zostały przełożone z angielskiego, trudno się dziwić, że zdarzają się błędy w nazwach własnych czy specyficznej nomenklaturze (w „Chasawjurty” zamiast „Chasawjurcie”, „Zachodnia Grupa Oddziałów” zamiast „Wojsk”), choć tłumaczenia są na ogół bardzo dobre. Staranniejsza pod względem edytorskim jest Rosja Putina. W tomie Tylko prawda zdarzają się denerwujące lapsusy, zaś całkowicie chybionym pomysłem było zamieszczenie na końcu Słowniczka z mocno zdezaktualizowanymi hasłami: przy Borisie Bieriezowskim nie ma adnotacji o jego śmierci w 2013 roku, Ramzana Kadyrowa przedstawiono jako premiera Czeczenii (przestał nim być w 2007 roku), a o Micheilu Saakaszwilim dowiadujemy się, że w roku 2004 objął urząd prezydenta Gruzji (sprawował go do 2013 roku) oraz że „doprowadził do wygaszenia” konfliktu w Abchazji (Tbilisi nie kontroluje jej do dziś). Słowniczek należało zaktualizować albo z niego zrezygnować, zaopatrując poszczególne teksty w przypisy „od redakcji”.