Mrok pod paznokciami

Kamila Dzika-Jurek

Pod każdym z wcześniejszych tomów Lesława Nowary (Dom o zielonych oknach, Trzecie oko, Kokon, Kropka i Kreska), a teraz również nowym tomem Ość wieloryba, ściele się to samo, i to dość gęsto. Chodzi o mrok, o ciemne, które od początku drogi poetyckiej autora stanowi solidny fundament jego wierszy. A w ostatnim tomie eksponuje się jeszcze mocniej niż w poprzednich.

Przyznam, że szukam tej przepastnej głębi we wszystkich książkach poetyckich gliwickiego autora – tej, o której pisze poeta, że jest w kosmosie, w naturze, w środku duszy i ciała człowieka („wszystko, co w Tobie mroczne i ciemne” – czytam w Mroku), ale i w zwykłej biedzie, marności wszelkich ludzkich wysiłków; to do niej najpierw lgnie moje czytelnicze oko. Choć nie wiadomo do końca, czym to „mroczne” naprawdę jest. Mogłoby być jednocześnie tajemniczą sadzawką w Leśmianowskiej balladzie i straszną kipielą życia, nad którą chętnie stanęliby, debatując zawzięcie, egzystencjaliści. Ale głębia w Ości wieloryba to coś znacznie więcej: wielka królowa życia i śmierci, otchłań pierwsza z pierwszych, z której – jak pisze poeta w utworze Mrok – narodził się już znany nam świat. Głębia najciemniejsza z ciemnych, a jednak pierwotniejsza i czystsza niż cokolwiek, nietknięta przez nic. Świat z czasu, „kiedy Boga jeszcze nie było”, mrok mroków, czeluść czeluści. Powszechna macierz, która przygotowała grunt pod zbudowanie i cielesnego, i mineralnego.

Nowara tym się wyróżnia spośród współczesnych mu poetów, że mocno broni tego, co nieustalone, a kreatywne, tego, co nadaje widzeniu rzeczy nowy wymiar, zmienia kierunek patrzenia czytelnika, pozwala naruszyć kwestie, które niewielu miałoby śmiałość naruszyć – a wszystko to w intensywnym tonie creatio ex nihilo. W nowej książce poetyckiej za inspirację służy poecie Biblia, a w szczególności Księga Rodzaju. Z tej perspektywy Ość wieloryba rysuje się jako próba – udana próba! – przepisania Genesis, drążenia w jej twardych symbolach, scenach i metaforach, których wydaje się, że nie da się już zobaczyć w innym wymiarze. To m.in. za tę odwagę cenię autora Ciemnej strony światła, dzieląc swój podziw z Anną Nasiłowską, która na skrzydle okładki Ości… pyta: „Czy można sobie wyobrazić ambitniejszy zamiar poetycki niż napisanie nowej wersji Genesis?”. Nowara nie boi się poszukiwać w słowach, w mitologiach, w idiomach, roztrząsać je, wywracać na nice, widząc w poezji potencjał twórczy bliski naukowemu albo nawet przewyższający go. Poezja jest tutaj niczym ideał „nauki indywidualnej” z Encyklopedii Gonçalo M. Tavaresa – ostrożnie mierząca świat swoim bystrym spojrzeniem, w zapętleniach języka dostrzegająca możliwość wniosków niemal epifanijnych. Zależy tylko, kto patrzy i jak (Futerał):

Wystarczy spojrzeć tak jak przez lunetę
na przemian
z jej cienkiego lub grubego końca

by zobaczyć,
że dom wcale nie ma dachu ani ścian
tylko kwadrat czerwony
przykryty czarnym trójkątem.

A autor Cichociemno patrzy niezwykle uważnie, choć kątem oka, trochę jak Tavaresowy „Obserwator”. „Obserwować kątem oka to dostrzegać inny detal, ten, który jest początkiem czegoś znaczącego” – notuje portugalski pisarz w swoim intrygującym kajecie – Encyklopedii. U Lesława Nowary działa to kapitalnie, czego dowodem jest jeden z bardziej frapujących wierszy w polskiej poezji ostatnich lat: wspomniany już Mrok, który pojawia się w tomie symbolicznie jako drugi w kolejności, zaraz po tytułowej Ości wieloryba. Tekst ów wywraca moje myślenie o genezyjskiej opowieści, jej postaciach i motywach, jednocześnie przykuwając uwagę swoją ciemną, zmysłową poetyką. Nie wiadomo, w którym momencie zjawia się Czesław Miłosz ze swoim stylem starego egzegety-wyjadacza i bluźniercy jednocześnie. To w rozbłysku frazy wiersza Nowary przypominam sobie ostatnią notatkę ze słynnego kajetu autora To: „Siedzieliśmy po uszy w palącej się smole wywieszając ozory spragnione choć kropli wody”. A Nowara pisze tak:

Strzeż się Anioła, Który Niesie Światło
on wydrze ci mrok
z twoich ust i spod powiek
powyrywa mrok spod paznokci

Od jego światła
wszystko w Tobie co mroczne i ciemne
obróci się w popiół i w proch
bez żadnej nadziei
na zmartwychwstanie

Sensualność obrazowania, jego podbicie przez żywioły (hektolitry wody i masy ziemi, które przewijają się przez te wiersze), frazy, które budowane są z jeszcze większą czujnością niż w poprzednich tomach, a z których zostanie we mnie przynajmniej jedna z Mroku (obyśmy nie byli, jak „ćmy zwabione światłem ulicznej latarni”), to kwintesencja Ości wieloryba.

Oczywiście, że autor Trzeciego oka pyta znów w swoich utworach o historię, o przeszłość, pamięć, ale to, co w tych pytaniach jest najważniejsze, ma charakter zmysłowy, namacalny, nieskostniały. Nie taka to zmysłowość, która spłaszcza, dając chwilowe pocieszenie, lecz taka, która buduje więź między poetą a jego czytelnikiem, między człowiekiem a ciągle niezbadaną, ciemną w nim otchłanią. A przy tym czerni u Lesława Nowary można dotknąć jak aksamitu, światło można poczuć jako ciepło na twarzy, sypkość i niemiłą suchość prochu można poczuć niemal w dłoni. Jestem zachwycona nowym tomem i coraz bardziej ciekawa rozwoju twórczości tego poety.