Dzieje pewnej pisarskiej przyjaźni
Anna Michalik
„Proszę nie porzucać SF… Pozostało nas jeszcze troje, może czworo. Nie może Pan tak zwyczajnie odpalić silników i zostawić nas na pastwę losu” – tak w 1972 roku Ursula Le Guin apelowała do Stanisława Lema.
Wcześniej pisarz skarżył się: „Po prostu nie lubię tego rodzaju »rodzinnych koligacji« – przynależność do getta to sytuacja niemiła, a nawet otępiająca”. Wymianę listów rozpoczęła Le Guin, która napisała do Lema po przeczytaniu jego recenzji Lewej ręki ciemności, zamieszczonej na łamach „SF Commentary”. Lem odpisał – i tak rozpoczęła się korespondencyjna znajomość dwojga spośród najsłynniejszych twórców dwudziestowiecznej literatury fantastycznej. Nigdy nie spotkali się osobiście, nie przeszkodziło im to jednak w ożywczej wymianie poglądów, wspieraniu się i omawianiu wspólnych tematów. A tych mieli sporo: od opinii na temat innych pisarzy, metod działania wydawców, przeczytanych książek, aż po sytuację polityczną. Oczywiście Lem miał świadomość, że jego listy czyta cenzura. Głębiej i szczerzej pisał dopiero podczas pobytu na stypendium w Berlinie, skąd również wysyłał listy do pisarki.
Na początku lat 70., w chwili rozpoczęcia listownej znajomości, Lem ma na swoim koncie Solaris, Cyberiadę, Pamiętnik znaleziony w wannie, opublikował też Fantastykę i futurologię, w której dotkliwie rozlicza SF z jej dokonań, krytykując zwłaszcza jej amerykańską odmianę (mocno dostaje się zwłaszcza P.K. Dickowi, co zostaje jednak wyjaśnione w kolejnym wydaniu Fantastyki…). Ma coraz większą niechęć do tego gatunku, za to intensywnie myśli o tworzeniu recenzji nienapisanych książek. Le Guin jest w tym czasie w połowie tworzenia cyklu Ekumena, napisała już Lewą rękę ciemności oraz Czarnoksiężnika z Archipelagu. Kwestia polskiego wydania tej ostatniej książki stanie się jednym z tematów korespondencji. Lem będzie chciał wydać tę książkę w swojej autorskiej serii „Stanisław Lem poleca” i poczyni w tej sprawie znaczne starania. Jednak w związku z działalnością Stanisława Barańczaka, tłumacza Czarnoksiężnika…, w Komitecie Obrony Robotników, druk książki zostanie odgórnie zakazany. Na skutek wielu nieporozumień rozżalony Lem zawiesi wydawanie całej serii firmowanej swoim nazwiskiem.
Podobny gest uczyni Le Guin, gdy na łamach amerykańskiego czasopisma o fantastyce pojawi się krytyczny tekst Lema o science fiction: co ważne, przetłumaczony z niemieckiego, pełen skrótów i zmian wprowadzonych przez tłumacza i agenta Lema, Franza Rottensteinera. Tekst wywoła burzę i sporo polemik, co skończy się odebraniem Lemowi tytułu honorowego członka SFWA. Le Guin wystosuje list w obronie pisarza. W ramach protestu odmówi również przyjęcia przyznanej jej Nagrody Nebula. Sprawa odebrania Lemowi honorowego członkostwa to kolejny z tematów, jakie pojawiają się w tych listach, tuż obok wielu rozważań na temat statusu SF.
Le Guin i Lem pisali do siebie w języku angielskim, którego Lem samodzielnie nauczył się w wersji pisanej (choć nie mówionej); znał też biegle niemiecki i rosyjski, Le Guin nie operowała nimi jednak w wystarczającym stopniu. Czytała za to jego książki w dwóch językach (francuskim i angielskim) oraz przekładach wielu tłumaczy. Dzieła Lema ukazują się bowiem nakładem rozmaitych wydawnictw, gdyż nie miał on dobrego agenta na Stany Zjednoczone i obszar anglojęzyczny (wystarczy przypomnieć, że Solaris początkowo ukazało się w USA w przekładzie z języka francuskiego, na dodatek w wersji mocno okrojonej). Pisarka była za to jego wierną i uważną czytelniczką. Książki polskiego pisarza czytała co najmniej dwukrotnie, by wyłuskać z nich jak najwięcej. Fantastycznie – nomen omen – czyta się korespondencję dwóch osób o wysokim kapitale kulturowym (Le Guin była córką profesora antropologii Alfreda Kroebera, Lem konsekwentnie realizował wzorzec polihistora), życzliwych sobie i wspierających się w pisarskiej drodze mimo wielu różnic, także tych światopoglądowych. Podczas lektury warto robić notatki: autorzy polecają sobie konkretne tytuły klasyki literatury fantastycznej, odradzają mniej udane pozycje, dzielą się przemyśleniami na temat książek i twórców. Przypisy ułatwiają mniej zorientowanemu czytelnikowi zrozumienie kontekstów.
Czy jednak wydanie tomu listów po 50 latach od powstania ma jeszcze sens i może kogoś zaciekawić? Bez wątpienia. Tematy podejmowane przez Lema i Le Guin są nadal aktualne, a w świecie literatury bodaj ponadczasowe: narzekanie na złe praktyki rynku wydawniczego, w tym na wydawców (trudna współpraca, problemy z przekładami, zagranicznymi wydaniami, tantiemami), krytyków (czytają nieuważnie albo wcale, nie doceniają artyzmu) oraz fanów (zwykle zadowalają się komercyjną szmirą, zamiast szukać głębszych treści). „Szmira” to częsty temat w tych listach. O ile Lem jest bezlitosny i kategorycznie wymaga od SF przestrzegania rygorów naukowości, o tyle Le Guin niestrudzenie szuka pereł wśród stosów „literatury niekoniecznej”. Wspólnie zgadzają się, że nagrody i wyróżnienia nie zawsze są wyznacznikiem artystycznego sukcesu, przestały być też gwarantem wartości dzieła. Z dzisiejszej perspektywy widzimy, że choć zmieniło się medium i prędkość obiegu informacji, to środowiskowe burze (jak kwestia odebrania Lemowi honorowego członkostwa w SFWA) wciąż przebiegają podobnie. Zwykle biorą się z nieporozumień. Kilka osób przoduje w atakach, większość przypatruje się w milczeniu, niewielu staje w obronie atakowanego. Po wszystkim pozostaje niesmak i trochę zadrukowanych stron.
Listy pisane w języku angielskim przełożył Tomasz Lem. Autorką wstępu i większości przypisów jest Agnieszka Gajewska (autorka dwóch ważnych książek o Lemie: Zagłady i gwiazd oraz biografii Wypędzony z Wysokiego Zamku). Nad weryfikacją danych bibliograficznych i przypisów czuwał Wiktor Jaźniewicz, tłumacz Lema na język rosyjski i białoruski, a także autor potężnych bibliografii dzieł pisarza wydanych na świecie. W książce znalazły się fotokopie oryginałów niektórych listów (można przekonać się, jak dobrą angielszczyzną posługiwał się Lem), archiwalne fotografie, skany okładek pierwszych wydań niektórych książek, także listy niewysłane, a odnalezione w archiwum. Do zbioru dołączono także list, który w obronie Lema zamieściła Le Guin na łamach „Science Fiction Studies”, posłowie Lema do Czarnoksiężnika z Archipelagu oraz przedmowę Le Guin do Solaris.
Wcześniej ukazały się korespondencje Lema ze Stanisławem Mrożkiem, Michaelem Kandlem, Ewą Lipską, a także wybory jego listów do różnych adresatów. Zapewne wiele zawdzięczamy w tym względzie „erze kalki”, jak Wojciech Orliński nazwał powzięty przez Lema w 1955 roku zwyczaj pisania listów przez kalkę, dzięki czemu ich kopie mógł zachowywać u siebie. Miejmy nadzieję, że dzięki temu w kolejnych latach ukażą się następne publikacje, odnalezione lub wyłuskane z archiwum Lema.