Paralele między UE i starożytnością
Henryk Domański
Autor tego nie napisał, ale wykazywanie analogii między teraźniejszością a starożytnym Rzymem, co jest zasadniczym celem tej książki, stanowi odwołanie do cyklicznej teorii rozwoju. Polega to na porównywaniu różnych wydarzeń z przeszłości, żeby dowieść, że historia częściowo się powtarza i wiele z tego, co dzieje się teraz, już kiedyś było. Natomiast novum jest ograniczenie cykliczności do porównania dwóch punktów dziejowych: cywilizacji grecko-rzymskiej i XXI wieku. Chodzi o wykazanie, że obecny kryzys tożsamości Unii Europejskiej – taka jest bowiem główna teza autora – nie jest zjawiskiem wyjątkowym, ale przejawem ogólnej patologii „starzejącej się” cywilizacji zachodniej, a jego paralelą jest kryzys cesarstwa rzymskiego.
Studium Davida Engelsa opiera się na szczegółowym prześledzeniu procesów uznanych za kluczowe oznaki patologii obecnej demokracji. Od zagrożenia imigrantami z Afryki i Azji, zapaści demograficznej, deficytu budżetowego i zanikania religijności, do wzrostu przestępczości, orientacji na indywidualizm, braku zaufania, bezpieczeństwa osobistego i dezintegracji więzi społecznych. Odpowiednikami ich w starożytnym Rzymie – w opinii autora – były: nadmierny konsumpcjonizm, wzrastająca heterogeniczność etniczna, ksenofobia wobec innych kultur, kryzys spójności rodziny, degrengolada stosunków małżeńskich, zanikanie autorytetu władzy i przekształcanie się imperium rzymskiego w swobodny związek autonomicznych państw. To ostatnie ma być paralelą do UE, która jest nadal zdeterminowana przez państwa narodowe, jak utrzymuje Engels.
Zastanawiające jest to, co skłoniło autora do wyboru tylko dwóch punktów czasowych. Być może kierowanie się dążeniem do oryginalności. Analizy procesów historycznych prowadzone są przez kolejne pokolenia badaczy. Należało je zatem ożywić, żeby przyciągnąć uwagę czytelników i specjalistów od badania zmian w czasie. Innym powodem może być przekonanie autora, że analogie między obecnymi wydarzeniami a Rzymem z epoki cesarstwa są tak uderzające, że rzucają się w oczy i aż dziwne, że nikt tego nie dostrzegł. Jeżeli taki był zamysł autora, to udało się go zrealizować tylko częściowo. Interesujące mogą być opisy spędzania wolnego czasu przez członków senatu rzymskiego, pławienie się w luksusie i ekstrawagancja elit w okresie później republiki i wczesnego cesarstwa, jako paralele dla obecnej komercjalizacji kultury zachodniej w połączeniu z dokonującą się hierarchizacją kultury – jej podziałem na „wyższą” i „niższą”. Natomiast wątpliwe wydają się analogie dotyczące innych procesów społecznych.
Trudno na przykład uwierzyć, że wzmiankowany przez autora masowy przypływ protestów kobiet rzymskich, który wystąpił w 195 roku, ma coś wspólnego z ruchami feministycznymi i jest oznaką „społecznej ewolucji kobiety w kierunku wywierania coraz większego wpływu społecznego”, która byłaby, dajmy na to, porównywalna z „czarnymi protestami” polskich kobiet z lat 2016—2020. I że – kontynuując ten wątek – przeciwdziałanie radykalnemu lewactwu (w postaci domagania się adopcji dzieci przez homoseksualistów lub swobody w przerywaniu ciąży) pokrywa się z protestami Katona Starszego przeciwko równouprawnieniu kobiet, co z kolei spotykało się ze sprzeciwami reprezentantek kobiet rzymskich na forum publicznym i w procesach sądowych.
Przechodząc do regresu demograficznego, Engels przekonuje czytelnika, że nie jest on zagrożeniem typowym dla współczesnej cywilizacji. Już w trzecim wieku po narodzeniu Chrystusa przejawem tego zjawiska była tendencja „by odczuwać wychowywanie dzieci jako rzecz męczącą i pozbawioną sensu”. Z tego powodu zaspokojenia seksualnego miano szukać poza małżeństwem, a jeżeli już w nim, to bez konsekwencji związanych z ryzykiem zwiększania liczebności rodziny. Pozostawanie w stanie wolnym było przyjemnością dlatego, że pozwalało występować w roli „bogatych wujków lub ciotek” (?). Jeżeli rosnąca liczba rozwodów jest teraz jednym z czynników dezintegracji społecznej, to – w świetle rozważań belgijskiego historyka – podobnie było w pierwszym wieku naszej ery. Wzorem kariery małżeńskiej wytwornego Rzymianina był wtedy Sulla, który ożenił się sześć razy. Charakterystyczną cechą tej książki jest skłonność do uogólniania zachowań zawężonych do rzymskiej arystokracji. Dla wzmocnienia argumentów autor cytuje Cycerona, Petroniusza, Senekę, nie wnikając w funkcjonowanie pospólstwa, rolników i niewolników, którzy dominowali liczebnie, i dla których wzrost liczebności rodziny (więcej rąk do pracy) był przecież warunkiem utrzymania.
Przykładem sztucznej analogii jest demonizowanie wzrostu przestępczości, którego efektem mają być bezsilność i wzrost poczucia słabości w krajach europejskich XXI wieku i podsycanie dodatkowo strachu przez media. Z niejasnego dla mnie powodu autor przypisuje to zjawisko starzeniu się społeczeństw europejskich, dokumentując wzrost przestępczości wskaźnikami ograniczonymi do Niemiec, jakby weryfikowanie tezy o analogiach za pomocą danych empirycznych było sprawą drugorzędną, którą nie warto się zajmować. Odpowiednikiem tego w Rzymie były przemoc i terror wynikające z „upolitycznienia” policji. Autor opiera to porównanie z UE na przykładzie walczących ze sobą w pierwszym wieku przed naszą erą zbrojnych oddziałów popularów i optymatów, tzn. walczących ze sobą frakcji senatu rzymskiego. A co z bezsilnością mieszkańców małych miejscowości i wsi poza Rzymem? Osobny rozdział poświęcony jest omówieniu „odpolitycznienia”. W UE przejawem tego procesu jest oderwanie elity politycznej od obywateli (m.in. w postaci ignorowania przez eurokratów wyników referendów narodowych). Z kolei w starożytnym Rzymie polegało to na ręcznym sterowaniu społeczeństwem przez rządzącą oligarchię za fasadą republikanizmu. Wyłanianie się oligarchii jest cechą każdego ustroju, stąd trudno zrozumieć, dlaczego porównywanie obecnych oznak oligarchizacji z republiką rzymską ma większy sens niż choćby porównania z Republiką Wenecką czy Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
Engels uzasadnia sens swoich analiz stwierdzeniem, że punktem wyjścia do rozważań nad kryzysem tożsamości europejskiej powinien być komparatyzm historyczny, ponieważ jest on właściwym metodologicznym podejściem do lepszego rozumienia teraźniejszości. Z pewnością tak jest, jednak trudniej przekonać czytelnika, że obecny kryzys jest kontynuacją kryzysów zapoczątkowanych przez upadek Rzymu i że właśnie on musi być punktem odniesienia rzetelnej diagnozy.