Czas zimorodka

Kamila Dzika-Jurek

Jeśli pomyśleć o wierszu jako zapisanym na wieczność momencie, to utwory Macieja Papierskiego są jak cienki pergamin położony na słowa, by ochronić delikatny, objawiony w poezji rysunek tego momentu.

Papierski, rocznik 1991, autor wykształcony muzycznie (napisał m.in. libretto do opery Andrzeja Karałowa Kepler) i filozoficznie (doktor filozofii), to zdecydowanie młodszy i świeższy głos w poezji polskiej. Jego poprzedni tom, debiutancką Zgubioną wizytówkę (Biuro Literackie, 2017), Jakub Skurtys na łamach internetowego Małego Formatu obśmiewał jako nieudolnie naśladowany wysoki modernizm spod znaku samego Eliota. Ja z kolei zapamiętałam jedynie nieśmiały, trochę uczniowski głos poety, jakim mówił o tym tomie – „maleństwie” o bagatela 38 stronach – w audycji Czwórki. Oto – pomyślałam wtedy – zupełnie nowy głos, ale jak się rozwinie i czy uda mu się przebić z delikatną, zdradzającą niepewność frazą?

A jednocześnie w ekspresji młodego poety jest coś starego. Nie do obśmiania jednak, lecz do odkrywania, z czego się wzięło i jak jest zrobione. Nie można tej liryce odmówić staroświeckości, która nie jest jednak anachroniczna, lecz intrygująca. Czy chodzi o sposób prowadzenia frazy, w której autor nie potyka się o własną melodię, prowadząc umiejętną grę rzeczownikami i czasownikami („wkraczam w krąg sierpnia i w ulicznych gazonach / wyrastają astry, nagle – zmienia się zieleń i światło / wycofuje się zostawia wianuszek żółtej piany” – to z incipitowego wiersza w środku tomu)? O czystość głosu, w którym nie czuć wysiłku walki ze współczesną polszczyzną zaprawioną językiem internetu (polszczyzną gęstą, a przecież nudnawą)? A może o obrazowość, która u autora dotyka kwestii i rzeczy uniwersalnych, takich jak walka światła z ciemnością („okorowany świat, jasny i miękki, obnażony do wnętrza?” – z wiersza ***Co zrobisz, gdy przyjdzie…) oraz kolisty wymiar czasu mający sensowne tempo dla każdej żywej istoty na Ziemi.

W tym cokolwiek tradycyjnym świecie rzeczy i osoby mają właściwe, osobne dla siebie miejsca, a jednocześnie są połączone potajemnymi związkami. Np. „chrupki lakier” pióra ze słynnego wiersza Herberta ma tę samą intymną więź z człowiekiem co słońce z wiersza Papierskiego Odwiązywanie, ze swoją „dobrą ręką, gdy wciąż wydłuża się promień / i ktoś zarzuca cumę”.

Halkionia – od tematu, przywołanego już w tytule mitu, aż po materiał, z którego jest zrobiona – odpowiada na potrzebę docenienia kruchości w naszej erze – erze szybkiej, przeważnie gardzącej refleksją poetycką. Poza tym, czy może być lepsza tematycznie historia dla poezji od mitologicznej historii Alkione i Keyksa, w której żywioł morza na moment cichnie, by mogły przyjść na świat i żyć istoty słabsze: ptaki, a w domyśle tomu również ludzie? Papierski ze swoją poezją jako sztuką u źródła bezsilną wobec żywiołowej paplaniny, którą dziś wszyscy uprawiamy w internecie, szuka dla siebie w obrazie tzw. dni Alkione, czasie lęgu zimorodków, niewielkich, ale niezwykle pięknych, barwnych ptaków – potrzebnego kontrapunktu dla współczesności. Świata, który okrada nas z poświęcania uwagi rzeczom ulotnym a podstawowym.