Baśń o czarnym weselu

Karolina Chyła

Jest takie zagadkowe opowiadanie najmłodszego z piszącej trójcy Singerów, zatytułowane Czarne wesele. W polskim przekładzie Moniki Adamczyk-Garbowskiej weszło w skład tomu Spinoza z ulicy Rynkowej. Bashevis Singer uczynił w nim bohaterką córkę rabina, pożeraną przez okrutne lęki, ofiarę budzącego w niej wstręt małżeństwa. Nadał jej zdrobniałe imię Hindełe (pełna wersja brzmi Hinde, od jidyszowego hind, czyli łania). Imię to nosiła – wraz z drugim, Ester, które w języku perskim oznacza gwiazdę – najstarsza i najmniej znana spośród rodzeństwa. Ukryta w cieniu braci, a od niedawna stopniowo przywracana naszej pamięci, prozaiczka Ester Singer Kreitman – bo ostatecznie pod tym właśnie nazwiskiem publikowała – jest autorką tomu opowiadań i dwóch powieści. Wszystkie one wyszły w ostatnich latach nakładem wydawnictwa „Fame Art”, miałam radość już tu o nim pisać za sprawą książki Izraela Joszui Towarzysz Nachman („NK” 11/2022). Teraz dołącza do niej kolejna powieść, z którą można zapoznać się w wersji audio: przetłumaczona przez Andrzeja Pawelca, z lekka jedynie i bardzo powierzchownie ufikcyjniona autobiografia Ester, Taniec demonów.

Już od pierwszych zdań tekstu staje się jasne, że mamy do czynienia poniekąd z baśnią. Nieco tajemnicza i wyczulona na szczegół interpretacja Karoliny Bończa-Tomaszewskiej świetnie wydobywa tę atmosferę. W otulonej śniegiem wsi Żelechice, której mieszkańcy, korzystając z szabatu, odsypiają akurat mozolny tydzień, zdaje się panować czarowny spokój. Jest jednak ktoś, komu ta nieruchoma cisza doskwiera, kto zatrzaśnięty w wypełnionym snem domu obija się o ściany jak mucha szamocząca się w pajęczynie. To Dwojrele, alter ego autorki, nastolatka pełna żarliwych pragnień, którym, samotna, nie jest w stanie nadać właściwych kształtów czy po prostu rozeznać się w ich istocie; zachłannych tęsknot za nieznanym jej światem, zdolnym pożywić duszę zamierającą z braku pokarmu. Dziewczyna, która na pytanie: „kim będę”, skierowane do ojca, gdy tamten marzy o karierze uczonego w piśmie dla syna Michla, słyszy odpowiedź: „oczywiście, że nikim”. Jak głosi mit rodzinny, również i Ester usłyszała to samo od swego ojca. Bo cóż innego można powiedzieć córce, jeszcze w kołysce przeznaczonej na żonę i matkę dzieciom? Kłopot w tym, że Dwojrele nie rozpoznaje siebie w tych oczywistych, narzuconych jej z góry kobiecych rolach, a inne drzwi się przed nią nie otwierają. Jej biografia to szereg pozornych szans na ucieczkę z zaklętego kręgu.

Najpierw wyjazd z Żelechic (powieściowy odpowiednik Leoncina, gdzie Singerowie mieszkali przez kilka lat) do większego, bardziej „światowego” miasteczka R., w którym z kolei rozpoznamy Radzymin. Gdy i tutaj szczęście się nie uśmiecha, cała nadzieja w niedalekiej Warszawie – ta przeprowadzka już z pewnością odmieni losy rodziny, a nade wszystko losy samej Dwojrele. Nic podobnego. Bezimienna ulica, będąca jednak niewątpliwie Krochmalną, którą młodszy brat Ester tyle razy odbierał unicestwieniu, portretując na dziesiątkach stronic, w oczach Dwojrele nie jest rajsko-piekielną ulicą cudów, lecz zaułkiem w wielkomiejskich slumsach, lichą pułapką, skąd pragnęłaby umknąć. Blask i przepych wielkomiejskich kawiarń, sklepowych wystaw, eleganckich pojazdów, wypełniający gwarem lepsze ulice, będą podsycać to palące uczucie wydziedziczenia. Zwłaszcza że towarzyszy mu ciągła myśl, że i we własnym domu jest popychadłem, tolerowanym z łaski jedynie wtedy, gdy na kolanach szoruje deski podłogi czy roznieca ogień pod samowarem, nigdy zaś wtedy, gdy próbuje przemówić, wypowiadać lęki i marzenia, poszukiwać z trudem własnej drogi. Dwojrele widzi siebie jako Kopciuszka, ale jest zarazem brzydkim kaczątkiem, odtrącanym przez współtowarzyszy, a niemogącym nigdzie spotkać łabędzi, do których w gruncie rzeczy samo należy. I marznącą na mrozie, przerażoną dziewczynką z zapałkami, bez skutku próbującą ubłagać innych, by dostrzegli jej światło: żywiołową twórczą wyobraźnię.

Pospieszna zgoda na zaaranżowane małżeństwo z kimś, kogo dotychczas nie widziała na oczy, to dla dziewczyny nie tyle bezwarunkowa kapitulacja, ile desperacki ostatni zryw, obietnica początku czegoś nowego. Jak fatalną okaże się to pomyłką, niech świadczy fakt, że to taniec odbyty na tym weselu – czarnym weselu – będzie w oczach Dwojrele symbolem życia, jakie przyszło jej pędzić, oddanego na pastwę demonom lęku, duchowego głodu i niespełnienia. Choć ten ostatni nie okazał się jednak w pełni zwycięski. Dowodem powieść, której właśnie słuchamy.