Książka z prądem
Paweł Chojnacki
O ile uchwała sejmu o Roku Józefa Mackiewicza stanowiła zaskoczenie dla miłośników twórczości pisarza, to na pracę Kazimierza Maciąga czekaliśmy od dawna. Zapowiedziana – nie nadchodziła miesiącami. Zrodziło się nawet przypuszczenie, że może rzeszowski historyk literatury uzupełnia dzieło ustaleniami i interpretacjami wyprowadzonymi z ogłoszonych ostatnio sześciu tomów korespondencji oraz czterech – prozy publicystycznej naszego klasyka. Przypuszczenie niestety nieuzasadnione. Słowa „ostatnio” użyłem umownie, gdyż odnosi się do minionych lat pięciu. Jest ono zarazem na miejscu, gdyż czas biegnie… „ostatnio” jakby inaczej. Wspomniane woluminy wydawanych przez londyńską „Kontrę” pism zebranych – choć dostępne na rynku – ciągle nie weszły do obiegu krytyczno- badawczego.
Wyczekana jest ta lektura Samego jednego. Otwiera ją m.in. motto Kazimierza Zamorskiego – „Pływał pod prąd, do źródła prawdy, tej nie zawsze strawnej, tej kłującej w oczy, obnażającej złudzenia, błędne poglądy, jakie wbrew faktom trwają i trwać będą”. Wyczekana, a jednocześnie napełniająca obawą. Janusz Kowalewski w orwellowskim roku w liście do Barbary Toporskiej i Józefa Mackiewicza charakteryzował tekst Leszka Szarugi: „Duża kobyła drętwej mowy (…) o twórczości Pana Józefa. Cholerna nuda, aż dziw, że na taki świetny temat samograj można tak drętwo pisać”. Ale z korespondencji Kowalewskiego Kazimierz Maciąg nie korzysta… Nie paliłem się do tej recenzji, wiedząc po wysłuchaniu w sieci bibliotecznego wykładu autora, jak trudne to będzie zadanie. Zamówiono ją jednak – nie ma wyjścia…
Włodzimierz Bolecki w 2011 roku: „Dziś mackiewiczologia stoi na rozdrożu. Prace popularyzacyjne, choć zawsze bardzo potrzebne, nie wnoszą już w zasadzie nic nowego do wiedzy o twórczości Mackiewicza”. Nie tego od nich oczekujemy. Więc czego? Porządku? Proporcji? Atrakcyjnej formy? Prawdy, o której chyba już wszyscy wiedzą, że jest ciekawa (i niewiele więcej pamiętają)? A jednocześnie, jak przeczytamy we wstępie: „Niemal corocznie pojawiają się kolejne książki poświęcone jego twórczości (oprócz Czesława Miłosza nie ma drugiego tak często analizowanego twórcy emigracyjnego)”. Tu przystanę. Zacznę od indeksu nazwisk – kogo dużo, a kogo brakuje? Bardzo często (brązowy medal po Boleckim i Cacie) spotkamy właśnie Miłosza. A ja mam wrażenie, że noblista w swej starannie przemyślanej strategii zawodowej zabezpieczył się, chwaląc Mackiewicza i „chciał tu przynajmniej bokiem przymazać się” do niego. (Wileńskie, gwarowe określenie biorę z listu do ks. prałata Waleriana Meysztowicza z 29 kwietnia 1970, który kiedyś ogłosiłem, otrzymawszy od cytowanego Kazimierza Zamorskiego – mój wkład do mackiewiczologii).
Jednak nie Czesław Miłosz powinien stanowić dla Józefa Mackiewicza bramę do współczesności. Jest pierwszy zgrzyt, a będą niestety i następne. Choć Kazimierz Maciąg deklaruje: „Kończę redagowanie tej książki, w grudniu 2020 r.”, to w przypisach, do których przechodzimy – w wymuszonym warunkami pędzie przeglądu – znajdziemy wiele późniejszych śladów. Najświeższą datą zaznaczonego dostępu do źródeł internetowych jest 1 czerwca 2021. Nie ma więc wytłumaczenia dla braku choćby wzmianki o nowych zbiorach, od wiosny były dostępne. Tym bardziej że profesor ryzykownie podszczypuje.
Przy omówieniu artykułu Materia prima poda złośliwy komentarz: „Z powodów znanych tylko redaktorom Dzieł Mackiewicza praca ta nie została zamieszczona w tomie jego publicystyki Wielkie tabu i drobne fałszerstwa”. Ale jest w wyborze Wrzaski i bomby! A powody wcześniejszego pominięcia… Cóż, może cokolwiek słabsza? Kwestia gustu. Trudno przecież polemizować ze smakiem literackim, np. z opinią, że „Morderstwo nad rzeką Waką jest jednym z artystycznie najciekawszych opowiadań Józefa Mackiewicza”, czy że Przygoda małego diabełka jest może „niezbyt wyszukana”. Ale z innymi punktami dyskutować trzeba.
Uderza stwierdzenie, że pisarz nie ma „opracowanej bibliografii publicystyki zamieszczanej w czasopismach obcojęzycznych”. Niepełna – ale oczywiście jest! Trzeba jednak sięgnąć do wydania Drogiej Pani… z 2012 roku, a w nim dostrzec na stronach 545—564 zestawienie wykonane przez Michała Bąkowskiego. Autor dodaje w podsumowaniu: „Fragmentarycznie tylko rozpoznana jest (…) korespondencja, tylko częściowo opublikowana”. Cóż z tego, że „tylko” częściowo, skoro i z tej wydrukowanej prawie nie korzysta?
Książka obfituje w potknięcia, które wyrastają ponad proste przejęzyczenie. „Ludwik Mieroszewski”, to chyba… Mierosławski? Pardon, chodzi oczywiście o Juliusza Mieroszewskiego. „Pandora” w „rubryce »Puszka«”, to także Adam Pragier, nie tylko Stefania Zahorska. Jerzy Niezbrzycki wymieniony bez pseudonimu, pod którym jest znany (Ryszard Wraga) i pod którym publikował cytowany – pośrednio – artykuł. Błędne jest również rozpoznanie bohaterów znanego zdjęcia jury nagrody „Wiadomości” (pomieszanie pechowego Pragiera ze Stanisławem Balińskim). To przykłady z rzędu pomyłek, które nie powinny się zdarzyć. Bank rozbija Tryumf prowokacji. Niczym – Ogniem i szablą… Nie wszędzie omyłka się tłumaczy.
Bardziej niż didaskalia – degustowane głównie przez smakoszy – uwagę zwraca oczywiście treść. Wybiorę tylko jeden z szeregu budzących kontrowersję fragmentów. Jednak podtytuł dzieła – „publicysta” – nakłada pewne obowiązki na naukowca i popularyzatora, który wyrokuje: „Politycznie najbliższe Mackiewiczowi było środowisko londyńskie związane z rządem na uchodźstwie, podtrzymujące wyraźną opozycyjność wobec władz Polski komunistycznej”. Wszak nie „opozycyjność”, nawet bardzo „wyraźna”, tylko odmówienie władzom PRL prawomocności i legalności charakteryzowało Polski Londyn. Zupełnie pominięte zostały też wątki poruszone w broszurach „…mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa…” (1969) oraz „Trust” nr 2. Nowy plan zniszczenia antykomunizmu (1976).
Już lektura samych not i rejestru nazwisk daje orientację o kierunkach. I w brakach. Nie ma na przykład Tadeusza Kadenacego ani Bronisława Mamonia. Nina Karsov – raz wystąpi. Petitem, ale i tu „niesłusznie”, gdyż pierwsze wydanie Bulbina z jednosielca w 2001 roku nie było zaopatrzone w noty jej autorstwa (w przeciwieństwie do edycji z 2017 roku, która nie jest wspominana). Wydaje się, że wobec aktywnego wydawcy książek Mackiewicza badacz-popularyzator wykazuje rodzaj uprzedzenia. Formułuje aluzje o „osobliwych problemach” z dystrybucją, o „barierach edytorskich”, na które twórczość ta natrafia w kwestii przekładów. Na kolejnej stronie wylicza je (nie wszystkie) w sążnistym przypisie…
„Problem polega na tym, że mackiewiczologia w niewielkim stopniu zadomowiła się w dyskursie uniwersyteckim” – kontynuował diagnozę Włodzimierz Bolecki. Ale nawet wdzięczność za przejaw tej akademickiej aklimatyzacji nie może powodować wprowadzenia taryfy ulgowej. Przeciwnie – zaplecze ma podnosić wymagania. Skoro – wedle recenzentów – to „solidna książka popularnonaukowa”, w jej ocenie stosujmy inne kryteria niż w glosach do osobistej impresji, która niekoniecznie musi trafić – jak mówią założenia ambitnej i potrzebnej serii „Literatura i Pamięć” – do „szerokiego grona czytelników”. Dlatego z tak mierzoną książką należy dalej prowadzić polemikę. W chwili, gdy kończę recenzję, nie jest znany program wydarzeń Roku Józefa Mackiewicza. Odczytana dzisiaj twórczość „samego jednego” (także ta dotychczas nieznana) może dać odpowiedzi, które potrafią zaskoczyć. Szczególnie tych, którzy przygodę z pisarzem zakończyli na lekturze Kontry w latach osiemdziesiątych.