Sen o Europie grzesznej

Przemysław Barański

Götz Aly to jeden z najbardziej rozpoznawalnych niemieckich historyków współczesnych. Zasłużył sobie na to miano solidnie, niejednokrotnie zajmując stanowisko osobne, przekraczając bariery mentalne, wychodząc daleko poza strefę środowiskowego, intelektualnego i moralnego komfortu. Dokonał tego, co dla wielu ludzi pióra nad Renem było po prostu nie do pomyślenia. To dzięki jego pracom niemieccy czytelnicy mogli poznać niebłahą różnicę pomiędzy okupacją, jaką III Rzesza zafundowała Francji a tą, jaka panowała na ziemiach polskich. To wreszcie on próbował szacować – fakt, że chyba dość ostrożnie – ile hitlerowskie Niemcy uzyskały na swoich grabieżach oraz na przymusowej pracy milionów robotników z całej Europy. Biliony i grube setki miliardów marek (czy dziś: euro) przemawiają do wyobraźni skuteczniej niż cokolwiek innego. „Co nam hańba, gdy talary mają lepszy kurs od wiary” – jak śpiewali bardowie, opowiadając o prawdzie ponadczasowej.  

W najnowszej książce Aly trzyma się konsekwentnie własnych zainteresowań. Próbuje pisać w sposób niesforny jak zawsze, a jednocześnie – poszukuje nowości. Jest to zatem nieco danie kuchni fusion, rzecz zawsze trochę ryzykowna: łączenie klasyki z elementami awangardowymi. To może w jakimś sensie intelektualny znak pokolenia 1968. Pokolenia nieustannie poszukującego wyzwań, nieskłonnego by osiąść na laurach, ale i niechętnego by przyznać, że są prawdy stałe, które – wspominane, opowiadane i badane po tysiąckroć – nadal wyglądają tak samo. Prawda bowiem leży tam, gdzie leży – powinnością historyka jest to miejsce odkryć, opisać anatomię faktów, łańcuch przyczynowo-skutkowy, wskazać konteksty. Tylko tyle i aż tyle. A przecież – nietrudno się pogubić. I chyba to właśnie stało się udziałem Aly’ego w najnowszej książce.  

Niemiecki dziennikarz i profesor pisywał ekstensywnie o dziejach narodowego socjalizmu, tym razem sięga szerzej. Idzie tropem europejskiego antysemityzmu. Europa przeciwko Żydom to książka z tezą wyłożoną bardzo klarownie, poznajemy ją już we wstępie. Autor nie kryje, że europejski antysemityzm nowoczesny – a zatem zrodzony na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego stulecia – wykwitł na mentalnych strukturach przednowoczesnych. Nie jest to interpretacja nowatorska; przeciwnie – w pewnym sensie klasyczna. Weberowskie „odczarowanie” odsunęło w cień codzienną nieracjonalność upostaciowioną w mistycyzmie. Schmittowska „teologia polityczna” stała się aksjologiczną – nie wprost religijną, lecz przecież niewątpliwie religią inspirowaną – podstawą świeckiej polityki. Pozostaje chyba powiedzieć, że idąc za słynniejszymi rodakami, Aly uważa antysemityzm nowoczesny za fenomen post-tradycyjny, oparty na chrześcijańskim antyjudaizmie. Jakże świeża to myśl! Zwłaszcza w czasach powszechnego hejtu otaczającego religię chrześcijańską!  

Ale kpiny na bok. Wytykanie afiliacji pokoleniowo- środowiskowych, a co za tym idzie także intelektualnych, to w gruncie rzeczy próba zastosowania wobec Aly’ego argumentów ad personam. Tymczasem książka z pewnością jest warta lektury i wiele ku temu powodów. Choć jej wymowa jest w gruncie rzeczy zasmucająca. I to chyba najistotniejsze.  

Aly opowiada o narodzinach antysemityzmu nowoczesnego – czy może raczej o jego ujawnieniu się i przekształcaniu. To pasjonująca narracja. Jest tu miejsce na teorię: szczypta filozofii, sporo faktów, panoramiczne spojrzenia na kształtujące się społeczeństwa. Są Niemcy – a jakże! Sporo o intelektualnych korzeniach i racjonalizacjach nowoczesnego antysemityzmu. Także Niemcy – temu przecież Aly nie próbuje zaprzeczać – odpowiedzialne są za Holokaust. Za nim stała machina państwowa III Rzeszy, która uczyniła możliwym to, o czym najgorsi antysemici nigdy nie ośmieliliby się w ogóle pomyśleć. Lecz w książce opowieść tyczy się nie tylko Niemców. Są Chorwaci, Grecy, Czesi, Francuzi. Są i Polacy. I są też konkluzje, którymi Aly finalizuje swoje dzieło. Oto dowiemy się, że Holokaust ściśle powiązany jest z „masowym awansem społecznym”, a nawet iż „postęp cywilizacyjny sprzyjał załamaniu cywilizacji”.  

Cóż z tym począć? Można w tym odnaleźć heglowski schemat, gdy teza i antyteza tworzą – koszmarną w tym wypadku – syntezę. Idealizm niemiecki daje tutaj o sobie znać w sposób nieoczekiwany, jednak pazur historiozoficzny nie jest kluczowym aspektem tej książki. Wydaje się on raczej przytępiony i to może moje wywody eksponują go w szczególny sposób. Większy problem jest z relacją pomiędzy kontekstem i tłem wydarzeń a jego głównym aktorem. Przypomina to problem hubki i krzesiwa. Hubka bez krzesiwa pozostaje materią cokolwiek nieinteresującą, nieprzydatną, nieabsorbującą. Gdy jednak pojawi się krzesiwo – to co innego. Aly akcentuje w swojej książce właśnie problem hubki, krzesiwo obsadzając w roli drugoplanowej.  

Rzecz bowiem w tym, że antysemityzm tradycyjny, nawet przepoczwarzający się w koszmarną postać, jaką przybrał w pierwszych dekadach XX wieku, pozostawał hubką. Była ona złożona z frustracji, strachów, była sumą niepewności – psychoanalitycy mogliby mówić o sublimacji instynktów. To wszystko prawda. Podobnie jak to, że nie znajdziemy w Europie kraju, w którym antysemityzm by się nie objawił. Rzecz w tym jednak, że przyszedł moment, w którym przemysłowa śmierć stała się faktem. Stała się możliwa i dopuszczalna, bo przekroczono granicę. Ten Rubikon został przekroczony przez bardzo konkretne legiony, prowadzone przez konkretnego – możliwego do imiennego wskazania – wodza. Chciałbym być dobrze zrozumiany: uważam, że w wymiarze etycznym krew za jego postępek spada na głowę całej ludzkości. Natomiast w wymiarze historycznej precyzji i elementarnej uczciwości oraz rzetelności – winni mają imiona i nazwiska. Żonglerka metodologicznymi nastawieniami niczego nie może tu zmienić, chyba że za cenę manipulacji. Do tej ostatniej książka Aly’ego zdaje się niebezpiecznie zbliżać.  

Napisanie kolejnej książki o antysemityzmie w Europie to zadanie nieproste. Któż nie słyszał o sprawie Dreyfusa, o konferencji w Évian, o koszmarze pieców? A przecież trzeba powiedzieć o tym coś nowego, odnaleźć to, czego jeszcze nie wiedzieliśmy. Pełna zgoda: róbmy to, po to jest święta wolność badań i wolność słowa. Ale czy książka Aly’ego jest „niepokojąco aktualna” – jak zapewnia na pleckach wydawca? Czy, by zacytować blurb Jacka Leociaka, „nie spodoba się ta książka tym, którzy śnią sen o Polsce Bezgrzesznej”? Proszę ocenić samemu. Śmiem wątpić.