Los wszystko odebrał, los dał wszystko
Elżbieta Baniewicz
Pięćdziesiąt lat po śmierci najwybitniejszego polskiego reżysera drugiej połowy XX wieku ukazała się jego biografia. Zbyt wiele było w życiu Konrada Swinarskiego rzeczy niejasnych, drażliwych i skandalizujących, by można było je wcześniej rozwikłać. Zwłaszcza po tragicznej śmierci w katastrofie samolotowej pod Damaszkiem 20 sierpnia 1975 roku, która uruchomiła jego mit trwający do dziś.
Żona, Barbara Witek-Swinarska, nie śpieszyła się z udostępnianiem dokumentów, a posiadała ich bardzo wiele. Dozowała je wybiórczo, często po własnych korektach. Dopiero kilka lat po jej śmierci Ryszarda Krzeska, spadkobierczyni, udostępniła całe archiwum Beacie Guczalskiej. Również profesor Józef Opalski, który namówił autorkę „biografii ukrytej” do podjęcia trudnej pracy, powierzył jej swoje dokumenty i nagrania, dzielił się wiedzą oraz kontaktował ją z ludźmi, którzy mogli opowiedzieć o Swinarskim.
Autorka, omawiając szczegółowo życie i twórczość reżysera, nie szuka sensacji, unika ocen. Nade wszystko stara się zrozumieć okoliczności postępowania bohatera oraz jego bliskich. Sięgając do prac historyków, kreśli szerokie tło wydarzeń politycznych i społecznych. Często pisze: chyba już nie poznamy prawdy, trudno to ustalić z pewnością.
W życiu Swinarskiego nie brakowało zastanawiających faktów. Choćby kwestia tożsamości: skoro mówił bez akcentu po niemiecku i po polsku, to był Polakiem czy Niemcem?
Rodziny ojca i matki pochodziły z Wielkopolski. Swinarscy z Krotoszyna, Liczbińscy z niedalekiego Borka, Piasków i Gościszyna. Ojciec, Karol Swinarski, ukończył szkołę realną w Cottbus, zajmował się agronomią. Jako pruski poddany został wcielony do 57 Pułku Piechoty i wysłany na front zachodni, gdzie walczył pod Verdun, nad Sommą i Marną. Awansował na oficera, został odznaczony Krzyżem Żelaznym I i II klasy oraz Krzyżem Rycerskim Hohenzollernów. W lutym 1919 roku wstąpił do Wojska Polskiego, wcześniej brał udział w powstaniu wielkopolskim. W czasie wojny polsko-bolszewickiej został odznaczony orderem Virtuti Militari. Rozpoczął karierę wojskową, co wiązało się z przeprowadzkami: do Różana pod Warszawą, Równego na Wołyniu i Sanoka. Był dowódcą pułku, gdy zmarł na raka w wieku czterdziestu pięciu lat.
Matka, Irmgarda Liczbińska, dzieciństwo i młodość spędziła w Breslau (Wrocławiu). Po klęsce Cesarstwa kosmopolityczną atmosferę miasta zastąpiły konflikty, Polakom coraz trudniej było się tam utrzymać. Franciszek Liczbiński z żoną i szóstką dzieci w roku 1922 przeniósł się do prowincjonalnych Katowic, gdzie przy Rynku założył kawiarnię, która stała się miejscem spotkań polonijnych organizacji, zwolenników Wojciecha Korfantego. Czuł się Polakiem, brał udział w powstaniu wielkopolskim. Jego młodszy brat Józef Liczbiński podobnie jak ojciec Konrada, został przydzielony do 57 Pułku Piechoty i brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Karol Swinarski przyjeżdżał do swego kolegi, w kawiarni poznał jego bratanicę, przyszłą żonę. Pobrali się w 1927 roku, w tym samym roku urodził się ich starszy syn Henryk, a młodszy Konrad 4 lipca 1929. Po śmierci męża Irmgarda z odprawy pośmiertnej i oszczędności w 1936 roku kupiła duży dom w Wieliczce. Konrad mieszkał w nim od 7 do 15 roku życia, w ważnych formacyjnie latach.
Po wyzwoleniu, gdy wszyscy wokół opowiadali o koszmarze okupacji, zbrodniach nazistów, zagładzie Żydów, on milczał. Na pewno trudno było wówczas opowiadać o dzieciństwie spędzanym w Berlinie i nad Bałtykiem w towarzystwie rodziny matki. Jak przyznać, że matka wybrała przynależność do narodu niemieckiego, podpisując Volkslistę? Więcej: jako aryjka przejęła wytwórnię napojów gazowanych i rozlewnię piwa Szymona Mehla. Dla synów wystarała się o obywatelstwo niemieckie, podpisywali się von Swinarsky. Należeli do Hitlerjugend, chodzili do niemieckiej szkoły w Krakowie. Konrad, uczący się w jednej klasie z synem Hansa Franka, zapewne brał udział w nazistowskich uroczystościach. Ale wiódł podwójne życie, w Wieliczce miał grupę polskich przyjaciół, a matka dzięki kontaktom z niemieckimi oficerami pomagała wydobywać z aresztu znajomych, także tych z AK. Trudno było też mówić o tym, że starszy brat zginął w marcu 1945 roku na Morawach, gdzie walczył w brygadzie grenadierów pancernych formacji Waffen-SS? I wreszcie o tym, że po wojnie matce jako „zdrajczyni narodu” odebrano dom, zakład, prawa obywatelskie i rodzicielskie, a wcześniej w lutym 1945 roku aresztowano ją wraz z synem i osadzono w obozie pracy w Myślenicach. Tam Irmgarda umarła na tyfus w listopadzie 1945 roku, pochowano ją w zbiorowym grobie na cmentarzu ewangelickim, choć była zagorzałą katoliczką. Niespełna szesnastoletniego Konrada wykupił z obozu kuzyn ojca, Mieczysław Cybiński, i przez następne lata zapewnił mu dom.
O tym wszystkim Konrad Swinarski nie mówił nikomu, także o swoim wcześnie odkrytym homoseksualizmie, uważanym wówczas za skazę, zboczenie, przestępstwo wobec obyczajności. Ale czy można koszmar wojny „odzobaczyć”? Zapomnieć o matce i jej licznej rodzinie osiadłej w Niemczech, zmarłym bracie, dzieciństwie i młodości? Zanegować własną seksualność? Trudno się dziwić, że Konrad te fakty wypierał. Cena była jednak ogromna. Nie tylko uzależnił się od alkoholu, nękały go także kryzysy psychiczne. Krzyczał, walił głową o ścianę aż do krwi, godzinami leżał zwinięty w kłębek, nie odzywając się do nikogo, zrywał próby, uciekał. Obciążeniem były dla niego nawet największe sukcesy. Ratował się nieustannymi podróżami: w samolocie, czyli nigdzie, czuł się najlepiej.
O intensywności zaledwie dwudziestoletniej twórczości świadczą dwadzieścia trzy przedstawienia w telewizji, radiu, filmie oraz sześćdziesiąt w teatrach polskich i zagranicznych od Berlina przez Düsseldorf, Zurich, Tel-Awiw, Santa Fe, Rzym po Moskwę, Mediolan i Wiedeń. Żaden polski reżyser nie odniósł tylu sukcesów na Zachodzie, o nikogo tak nie zabiegały teatry mimo zerwanych prób i porażek. Do intensywności pracy trzeba dodać korespondencję z dziesiątkami osób oraz imponującą liczbę lektur.
Swinarskiego interesowali autorzy pokazujący cielesność człowieka, jego popędy, ukryte kompleksy, silne instynkty. Czytał dramaty tak, by odkryć rzeczywistość otaczającą autora, jego sytuację egzystencjalną i społeczną, tropiąc ją w tekstach, gdzie były tylko jej ślady. Aktorzy, przetwarzając ją przez własne doświadczenia, jej obraz urzeczywistniali prawdą przeżycia. Urokiem osobistym, delikatnością i skłonnością do żartów oraz brakiem wyniosłości reżyser zjednywał sobie zespół. Mówił cicho, uwagi szeptał aktorom na ucho, nigdy publicznie. Interesował się ich życiem prywatnym, co często wykorzystywał, aby nimi manipulować. Oni nie tylko się na to godzili, ale też zabiegali o dalszą współpracę.
W krakowskim Starym Teatrze znalazł oddanych partnerów, którzy nie liczyli czasu, próby odbywały się w domach, knajpach, w nocy. Najważniejszy był efekt pracy, a ten zwykle robił wrażenie. Romantyczne spektakle – Woyzeck, Nieboska komedia, Fantazy, Dziady oraz Sędziowie i Klątwa, Wyzwolenie – wystawił wbrew tradycji, tym samym zmienił paradygmat interpretacyjny. Szekspirowskie Sen nocy letniej, Wszystko dobre, co się dobrze kończy, a także nieskończony Hamlet potwierdziły odkrywczość jego interpretacji. Poezja zyskiwała w nich materialną konkretność, aktorzy, „wbijając słowo w ciało”, przestali być rusztowaniem dla jej patetycznego głosu. Podkreślając swą psychofizyczną konstytucję niewolną od ułomności i kompleksów, tworzyli na scenie postacie żywe i poruszające. Reżysera nie interesowała żadna ideologia, tak zwany słuszny przekaz, lecz konkretny, choć zróżnicowany obraz życia zbiorowości poddany prawom historii. Każda postać była tak samo ważna jak główny bohater, miała swe miejsce w zbiorowości, które określało możliwości jej działania i reakcji na bieg zdarzeń. Często zaskakujących, skandalizujących, a wydobytych z tekstu i prywatności aktorów. Wartość samego życia – jakkolwiek byłoby ono pokraczne, upodlone czy szlachetne – stawała się tu najważniejsza. Teatr Swinarskiego był brutalny i liryczny, dionizyjski i apoliński, naturalistyczny i mistyczny, pełen sprzeczności osiągających równowagę sensów, fascynujący prawdą przeżycia aktorskiego.
Beata Guczalska opisuje z empatią skomplikowaną biografię reżysera, ale nie pomija jego oryginalnej twórczości wyprzedzającej jego czasy. Z jej świetnej książki można się wiele dowiedzieć, a także wiele zrozumieć z wpływu historii na losy jednostki oraz zdać sobie sprawę, jak twórca niekiedy za swą wybitność czy geniusz płaci cierpieniem.
Beata Guczalska, Konrad Swinarski. Biografia ukryta, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024, 768 s.