I jest, i nie ma

Urszula Pieczek

Sytuacja polskich przekładów najnowszej literatury ukraińskiej przypomina zabawę w ciuciubabkę – niby tłumaczeń jest sporo, ale tak na dobrą sprawę nie ma ich wcale; niby się ukazują, ale nie są dostępne; niby mają prezentować creme de la creme literatury naszych sąsiadów, ale pozostają raczej przeglądem gustów czytelniczych i przyjaźni tłumaczy. Jestem czytelniczką literatury ukraińskiej od mniej więcej 2004 roku, czyli pomarańczowej rewolucji – byłam wtedy w ostatniej klasie liceum. Do lokalnego domu kultury został zaproszony Bohdan Zadura, który prezentował antologię wierszy współczesnych ukraińskich poetów Wiersze zawsze są wolne. Na pytanie: „Dlaczego Ukraina?”, Zadura odpowiedział, że zwykliśmy patrzeć w kierunku Zachodu – czytamy literaturę angielską, francuską czy niemiecką, rzadko jednak zwracamy się w kierunku Wschodu, gdzie dzieją się rzeczy nieoczywiste, ciekawe, zaskakujące. Zdałam sobie wtedy sprawę, że mieszkam dwadzieścia kilometrów od granicy z Ukrainą, a kojarzy mi się ona wyłącznie z tanimi papierosami i wódką, sprzedawanymi nielegalnie w moim rodzinnym Lubaczowie. Można na wysokim „c” powiedzieć, że spotkanie z Zadurą wyznaczyło kierunek moich zainteresowań – skończyłam ukrainistykę, piszę doktorat o kulturze Ukrainy, moim punktem odniesienia pozostają najczęściej dzieła ukraińskie. Zawiązałam przez lata wiele znajomości, kilka przyjaźni. Stałam się też zawodową czytelniczką. Literaturę ukraińską czytam w oryginale, ale również wytrwale śledzę jej tłumaczenia na język polski.

Bohdan Zadura miał rację – kultura Ukrainy pozostaje dla mnie źródłem inspiracji i odkryć. Tak, literatura naszych sąsiadów kryje prawdziwe perły. Tak, zawdzięczam Zadurze w pewnym sensie całą tę wyboistą drogę. Jednak już dawno przestałam być wobec jego przekładów bezkrytyczna; przy tak licznej produkcji błędy są (podobno) nieuniknione, chociaż wiele z nich można wyeliminować dzięki redakcji, która porówna zgodność przekładu z oryginałem (krytyka tłumaczeń to materiał na osobny tekst). Niemniej w ciągu ostatnich lat to właśnie Zadura przełożył na język polski największą liczbę najnowszych dzieł z literatury ukraińskiej, od dłuższego czasu pozostaje także rzecznikiem niektórych ukraińskich twórców i twórczyń.

Wystarczy wspomnieć tegoroczną laureatkę Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus – Katerynę Babkinę, która odebrała wyróżnienie za Nikt tak nie tańczył, jak mój dziadek (ciągle się mylę w tytule – czy tylko ja odnoszę wrażenie, że lepiej brzmiałby z niewielką zmianą „Nikt nie tańczył tak jak mój dziadek”?). Ta trzecia przełożona na język polski książka Babkiny ukazała się nakładem lubelskich „Warsztatów Kultury”. Niewielkich rozmiarów powieść zbiera losy pięciu bohaterów, którzy poznają się pierwszego dnia w szkole w pierwszym roku niezależności Ukrainy. Przedstawiając ich splatające się życiorysy, autorka opowiada ukraińską historię XX wieku i sprawdza, jak wydarzenia z przeszłości rezonują w teraźniejszości.

O najważniejszym problemie niezależnej Ukrainy opowiada Andrij Lubka w książce Twoje spojrzenie, Cio-Cio-San. Tę powieść (jak i zresztą wszystkie inne autora Karbidu) przełożył także Bohdan Zadura. Zaangażowane społecznie Twoje spojrzenie… to rodzaj thrillera, którego punktem wyjścia staje się chęć pomszczenia żony głównego bohatera, potrąconej na przejściu dla pieszych przez pijanego sędziego.

A jeśli o wydarzeniach z najnowszej historii Ukrainy mowa, niewątpliwie wojna stanowi jeden z najważniejszych tematów – dla Wołodymyra Rafiejenki w książce Najdłuższe czasy (tłumaczyli Anna Ursulenko i Marcin Gaczkowski, wydało „KEW”) to główna oś opowieści, kryzys w Doniecku jest także tłem Magnetyzmu Petra Jacenki (tłumaczenie Marcin Gaczkowski, wydały „Warstwy”). Wiele uwagi tematowi wojny poświęcił także Wasyl Słapczuk, którego na język polski niestrudzenie tłumaczy Wojciech Pestka. Ostatnio wydany – choć zapowiadany jeszcze na 2017 rok – Ten sam kurz drogi jest jednak książką inną (choć główny bohater ma przeszłość wojenną). To gra migawek i fragmentów, książka medytacyjna, badająca granice znaczeń.

Rzućmy okiem na poezję. Najchętniej tłumaczonym na język polski ukraińskim poetą jest Serhij Żadan. Nic dziwnego, ponieważ autor z Charkowa reprezentuje pisarstwo najwyższej próby. W 2018 roku Państwowy Instytut Wydawniczy ogłosił Drohobycz w przekładzie Jacka Podsiadły, w 2020 roku „Warstwy” wydały Antenę w tłumaczeniu Bohdana Zadury (książka uhonorowana nagrodą „Literatury na Świecie” – tu mam niemały kłopot, ponieważ po lekturze przekładu wierzy, że to wybitna książka, mimo iż samo tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia), z kolei w 2021 roku w przekładzie Tadeusza Karabowicza ukazał się wybór Nikt nie powróci z długiej nocnej wędrówki, opublikowany przez lubelskie wydawnictwo „Narracje”.

Z poezją generalnie jest problem – to nisza nisz. Ukraińska poezja nie pozostaje wyjątkiem. W 2020 roku wydawnictwo „KEW” opublikowało dwa tomy poetyckie w przekładzie Marcina Gaczkowskiego. Pierwszym jest Wesoły cmentarz Wasyla Stusa, drugim – Metrofobia Myrosława Łajuka. Wesoły cmentarz to książka kultowa, dla historii ukraińskiej kultury XX wieku przełomowa. Zbiór wierszy dysydenta, jednego z czołowych przedstawicieli pokolenia sześćdziesiątników, przeszedł w Polsce prawie niezauważony. A szkoda, ponieważ to jedna z niewielu opublikowanych w ostatnich latach pozycji, która „łata dziury” w kanonie. Metrofobia prezentuje z kolei wybór wierszy młodego ukraińskiego poety (rocznik 1990) pochodzącego z Huculszczyzny. Ciekawa, wartka i błyskotliwa autobiograficzna opowieść.

Dlaczego zatem piszę, że przekładów nie ma, skoro – jak mogą Państwo przeczytać – jest ich sporo (myślę, że więcej niż na przykład tłumaczeń z krajów nadbałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii). Chodzi mi o to, że przekłady są publikowane, jednak polityka wydawnicza skutecznie uniemożliwia kontakt z czytelnikami i czytelniczkami. Tak, tak, świetnie znam wałkowaną od lat frazę „nie stać nas”, mało zresztą przekonującą – wydawanie książek, które zalegają w magazynach, w dodatku w minimalnych nakładach, przyczynia się do tego rodzaju niewidzialności. Jeśli osoba żywo zainteresowana literaturą ukraińską ma kłopot, żeby do niektórych pozycji dotrzeć, co powiedzą ci mniej zdeterminowani? I żeby nie było – odwiedzam księgarnie kameralne i empiki, sprawdzam również strony internetowe wydawnictw, mam więc dość szeroką perspektywę.

Dziś literaturę ukraińską publikują głównie małe wydawnictwa, którym oczywiście chwała za upór i zaangażowanie ideowe. Jednak nie za wszystko należą się brawa – książki wydawane na przykład przez lubelskie „Warsztaty Kultury” pozostają niejako zaprogramowane na brak dystrybucji – są dosłownie „bezcenne”, na okładce nie ma bowiem ceny, ale jest za to kod QR, który odsyła do nieaktualnej strony internetowej wydawcy. Na szczęście „Warsztaty Kultury” dbają, by książki trafiały w ręce kapituł nagród (na przykład Artem Czech za Punkt zerowy w tłumaczeniu Marka S. Zadury – syna Bohdana – znalazł się w finale Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za rok 2020 za reportaż literacki). Choć, co pokazuje dość (widocznie) nieoczekiwany Angelus dla powieści Babkiny, już po tygodniu od nagrody nakład jej książki został wyczerpany. Intuicja podpowiada mi, że był on bardzo niski. Podobnie sprawa wygląda w przypadku wydawnictwa „KEW”. Tu, co prawda, cena na książkach widnieje, ale konia z rzędem temu, kto mi wskaże dziesięć miejsc dystrybuujących jego tytuły w Polsce. A to wielka szkoda, zwłaszcza w przypadku Wesołego cmentarza Wasyla Stusa.

W tych dwóch wydawnictwach można (jeśli się wie, że zostały opublikowane) zamówić książkę w sklepie internetowym. Jednak najbardziej zagadkowa sytuacja, z jaką się spotkałam, dotyczy wspomnianego już tomu wierszy Serhija Żadana Nikt nie powróci z długiej nocnej wędrówki. Otóż książka została wydana przez „Narracje”, ale w sklepie na stronie „Episteme” (które też jest wydawnictwem) czytamy: „Egzemplarz wyłączony z dystrybucji”. Na pytanie, czy można książkę zamówić, otrzymałam informację, że wydawnictwo jedynie książkę wydało i nie zajmuje się jej dystrybucją. Egzemplarz otrzymałam wyłącznie dzięki uprzejmości tłumacza. Na takim tle najlepiej prezentują się „Warstwy”, których książki można znaleźć poza Wrocławiem. W „Warstwach” wydaje swoje przekłady najbardziej zróżnicowane grono tłumaczy i tłumaczek. Podział dziś rysuje się następująco: wydawnictwo „KEW” publikuje przekłady Marcina Gaczkowskiego, „Warsztaty Kultury” – Bohdana Zadury, „Warstwy” – dwóch wymienionych powyżej i na przykład Katarzyny Kotyńskiej, która przełożyła wspaniały Dom dla Doma Wiktorii Ameliny, oraz Walerego Butewicza i Marcina Piotrowskiego, tłumaczy zbioru Cerebro Andrija Bondara, o którym miałam przyjemność pisać na tych łamach.

Niegdyś czołowym wydawnictwem promującym literaturę ukraińską było „Czarne” – to tu ukazywały się przekłady każdej książki Jurija Andruchowycza czy Tarasa Prochaśki. Tłumaczką autora Niezwykłych była wysoko przeze mnie ceniona Renata Rusnak, która kilka lat temu pożegnała się z owym zawodem (momentami bardzo niewdzięcznym). Łączy się z tym nieobecność nowych tłumaczeń tekstów Prochaśki. „Czarne” wydaje wciąż powieści Serhija Żadana w niezmiennie wspaniałych tłumaczeniach Michała Petryka. Wydawnictwo z Wołowca przez wiele lat trzymało rękę na wschodnim pulsie, konsekwentnie promowało najnowsze książki wybranych autorów oraz kreowało i wpływało na czytelnicze gusta. Zupełnie osobną „wyspą” wydawniczą pozostaje twórczość Oksany Zabużko, czołowej ukraińskiej pisarki, laureatki Angelusa w 2014 roku. Książki Zabużko były wydawane dotychczas przez „W.A.B.” (Badania terenowe nad ukraińskim seksem, Siostro, siostro i Muzeum porzuconych sekretów), w 2022 roku nakładem „Agory” zostaną opublikowane eseje zatytułowane Planeta Piołun (w przekładzie Katarzyny Kotyńskiej, Anny Łazar i Joanny Majewskiej) oraz drugie wydanie Badań…

Umówmy się – żadne polskie wydawnictwo nie bije się dziś o żadnego ukraińskiego autora czy autorkę, to raczej tłumacze i tłumaczki stanowią forpocztę, która do wydawców może i dociera, ale do czytelników i czytelniczek już niekoniecznie. Wielka szkoda, że te książki przepadają, choć czasem trafiają do rąk przychylnych kapituł.